Agnieszka Błotnicka zawsze szukała przygody. Kiedy nie dostarczało jej życie – sama ją sobie wymyślała. Był czas, kiedy taką przygodę przynosiło pisanie scenariuszy. Na początku dla… kolorowych stworów z polskiej wersji "Ulicy Sezamkowej". Ta praca nauczyła ją dyscypliny i tego, że wywoływanie śmiechu, to jedno z najtrudniejszych zadań. Potem przyszła praca nad miniserialem telewizyjnym "Tata, a Marcin powiedział", a następnie nad "Rodziną zastępczą", a wreszcie nad serialami i telenowelami kierowanymi dla dorosłych: "Marzenia do spełnienia", "Na dobre i na złe", "Złotopolscy", "Samo życie", "Na Wspólnej". To było bardzo ciekawe doświadczenie – choć przy tej pracy mocno doskwierał jej brak radości i śmiechu. W telenoweli musiało być poważnie i dramatycznie. No i było. Aż za bardzo, więc w końcu zakasała spódnicę i wymknęła się cichutko z hali produkcyjnej. To chyba nie było miejsce dla niej. Pisanie powieści okazało się zupełnie innym rodzajem przygody. Tutaj nie ma producenta lub reżysera, który powie: "Nie, tego nie da się zrealizować". Tutaj nie ma strażników i policjantów wyobraźni. Przeciwnie – każdy pomysł, który wywodzi się z prawdziwej pasji i marzeń, można spuścić ze smyczy i pozwolić mu swobodnie brykać. Nie ma obawy, że się zagubi. Będzie wiedział, dokąd pobiec. Instynkt poprowadzi go ku tym, którzy umieją jeszcze zadawać trudne, dociekliwe i naiwne pytania i to dla tych właśnie Agnieszka Błotnicka pisze swe książki. [edytuj opis]