Zapewne nie raz zastanawialiście się, jak tak naprawdę powstał nasz gatunek. Stworzył nas Bóg takimi, jacy jesteśmy? Wywodzimy się od małp? A może powstaliśmy w całkowicie inny sposób? Na przestrzeni wieków powstało wiele teorii tego, w jaki sposób powstał człowiek. Jedne były bardziej prawdopodobne, inne graniczyły z absurdem. A. G. Riddle w swojej książce przedstawia teorię, która na pierwszy rzut oka wydaje się całkowicie surrealistyczna, jednak wraz z rozwojem wydarzeń zaczyna świtać w naszych głowach pewna myśl... czy aby na pewno historia przedstawiona w Genie atlantydzkim jest aż tak bardzo nieprawdopodobna?
Największa tajemnica wszechczasów… HISTORIA pochodzenia człowieka zostanie ujawniona. 70.000 lat temu ludzkość niemal wymarła. Przeżyliśmy, ale nikt nie wie jak.
Aż do teraz. Odliczanie do następnego etapu ewolucji człowieka właśnie się rozpoczyna. Tym razem ludzkość może tego nie przetrwać…
Po skończeniu tej książki mam istny chaos w głowie. To, co przeczytałam jest niesamowite! Na początku jest spokojnie, może nawet odrobinę zbyt spokojnie. Historia przez pierwszych dwieście stron rozwija się bardzo powoli. Mamy wiele opisów sytuacji i strzępków informacji, których za żadne skarby nie możemy ułożyć w głowie, ponieważ brakuje pewnych elementów układanki. Przez niektóre momenty trudno przebrnąć i po prostu nie czuć klimatu tego „bestsellerowego thrillera”, o którym informuje nas okładka. Jednak z czasem napięcie rośnie. Akcja nabiera tempa. Wszystko staje się jeszcze bardziej zagmatwane. Pojawiają się różnego rodzaju spiski, zaczynamy lepiej poznawać głównych bohaterów i ich historię, w napięciu czekamy na rozwój wydarzeń. W końcu dochodzi do wybuchu, kulminacji wszystkich wątków. I właśnie w tym momencie uświadamiamy sobie, że książka to istna bomba zrzucona na głowy czytelników, która potrzebowała czasu, by w końcu wybuchnąć, bomba rozrywająca umysły i serca na kawałki, zmuszająca do czytania, główkowania nad losem bohaterów. W pewnej chwili wszystko zaczyna się dziać w zastraszającym tempie. Ostatnie sto stron to akcja w czystej postaci. Wołają Ciebie? Mówisz, że przyjdziesz za chwilę. Jesteś głodna? To nic, przecież wiesz, że człowiek wytrzyma bez jedzenia. Jest druga w nocy, a ty jutro masz szkołę? Przecież jeszcze tylko jeden rozdział! Przez tych kilka dni liczy się tylko książka i to, co się w niej dzieje, a dzieje się bardzo dużo. Intrygi sięgające ubiegłego wieku, tajemnice sprzed kilkudziesięciu tysięcy lat, historia pochodzenia człowieka, zakony ukryte wśród szczytów gór, eksperymenty genetyczne i agencje, pragnące władzy nad całym światem – to tylko mała część tego, co znajdziecie w debiucie literackim A.G. Riddle'a! Obok Genu atlantydzkiego nie da się przejść obojętnie.
Historia przedstawiona w książce jest niezwykle skonstruowana. Fakty przeplatają się z fikcją literacką. A.G. Riddle stworzył swoją własną teorię powstania ludzkości, opierającą się na wydarzeniach, które miały miejsce naprawdę. A w to wszystko wplótł historię agenta Davida Vale'a i doktor Kate Warner. Pierwsze dwieście stron to istna mieszanka wydarzeń i postaci, która ma na celu zdezorientowanie czytelnika. Podczas ich czytania są chwile, gdy nie wiadomo o co chodzi, gdyż informacji jest zbyt wiele. Bałam się, że autor sobie nie poradzi i wszystko się posypie. A jednak wybrnął z tego brawurowo! Przy drugiej części książki (Gen... podzielony jest na trzy części i ponad sto czterdzieści rozdziałów) zaczyna się istna jazda rolercosterem, a także odliczanie do wybuchu „bomby”, o której wspomniałam akapit wcześniej.
Autor nie oszczędza także swoich postaci. Każdą wystawia na próbę, która nie zawsze kończy się pomyślnie - tak, jak czytelnik chciałby by się skończyła. W postaciach widać blask, taką iskierkę, sprawiającą, że nie są papierowe. Są one także wielowymiarowe i czuć w nich ani grama fałszu. Ponadto Riddle nie skupił się jedynie na kreacji poszczególnych bohaterów, ale także na związkach, które ich łączą. Jest podobnie, jak w prawdziwym życiu - losy jednej postaci zależą od poczynań innej. Wszystkich bohaterów łączą subtelne nici powiązań, rozwijające się wraz z biegiem wydarzeń. Głównych bohaterów poznajemy dość późno, jednak nie przeszkadza to, by się z nimi zżyć oraz z zapartym tchem i łzami w oczach śledzić ich losy.
Nie sądzę, by tysiąc słów wyraziło to, jak bardzo jestem zachwycona debiutem literackim młodego amerykańskiego pisarza. Mało dynamiczny, żeby nie powiedzieć nudnawy, początek całkowicie rekompensuje dalsza część książki, którą można porównać do skoku na bangie. Jeśli więc jesteście ciekawi nowej teorii powstania gatunku Homo sapiens, zahaczającej o inne, dość popularne hipotezy lub po prostu chcecie przeżyć to co ja – istną burzę emocji; jeśli chcecie przeczytać historię, która pochłonie was bez reszty, wrzuci w wir intryg, tajemnic i walk oraz poznać autora, potrafiącego bawić się czytelnikiem jak marionetką, to musicie jak najszybciej sięgnąć po Gen atlantydzki!
http://czytanie-chwile-rozkoszy.blogspot.com/2016/05/ludzka-...