Szron nie może się pogodzić ze śmiercią ukochanej. Kat została zamordowana, a ból po jej stracie jest ciągle świeży. Chłopak próbuje go zagłuszyć seksem z przypadkowymi dziewczynami, jednak żadna nie jest w stanie zastąpić Kat. Gdy Szron widzi swoją zmarłą dziewczynę, nie może uwierzyć. Okazuje się, że Kat jest teraz świadkiem – duchem, który może przybywać na ziemię i pomagać zabójcom. Kat prosi, by Szron pomógł dziewczynie, która właśnie walczy z zombi. Gdy chłopak dociera na miejsce, okazuje się, że tą dziewczyną jest Camilla – zabójczyni Kat. Na dodatek ma ona chronić Szrona, bo z wizji Ali wynika, że to właśnie Camilla uratuje mu życie w przyszłości...
Alicja i uczta zombi Geny Showalter to czwarty tom Kronik Białego Królika. W tej części opowieść prowadzą dwie postacie – Szron i Camilla. To ich rozdziały czytamy wymiennie i dzięki temu poznajemy dwa punkty widzenia. Bohaterowie wymieniają się, nie opowiadają tej samej sceny dwa razy, tylko kontynuują to, co rozpoczął poprzednik.
Powieść zaczyna się krótkim wprowadzeniem od Alicji. Streszcza ono wszystkie poprzednie książki, jest dobrym przypomnieniem akcji z wcześniejszych tomów. To bardzo dobry pomysł, by umieścić w tej pozycji takie rozwiązanie.
Książka jest pełna zaskakujących momentów i zwrotów akcji. Chociaż pojawia się wiele scen walki, nie jest ona nimi przeładowana. Są też ważne rozmowy, wyznania i odkrywanie tajemnic. Silnie zaakcentowano też uczucia bohaterów i zmiany, jakie dokonują się w ich charakterach. Historia jest dzięki temu wyważona.
Przez to, że opowieść prowadzą dwie postacie – Szron i Camilla – możemy spojrzeć na resztę z nieco innej strony. Do tej pory lepiej poznaliśmy głównie Ali i Cole’a, teraz możemy porównać ich obraz z tym, jak widzą ich przyjaciele i... wrogowie. Camilla nie jest bowiem przyjaciółką tej zgranej paczki, ale zyskuje ich zaufanie dzięki wizji Ali i wstawiennictwu Kat, dlatego uczestniczy w życiu Szrona i jego kumpli.
Jeśli chodzi o wątki fantastyczne, to najmocniejszym jest oczywiście sam fakt istnienia zombi, ale o tym za chwilę. Pojawiają się sceny, które pokazują zdolności zabójców, a ich umiejętności ciągle się zmieniają, nabierają siły i to jest interesujące. Czasem jednak brakowało mi czegoś... by powiedzieć „wow”. Owszem, są moce, które zaskakują, ale jednak trochę za mało poświęcono im opisów, jak na mój gust oczywiście. Miałam wrażenie, że najważniejsze są wątki miłosne, chociaż nie spychano za bardzo walki na dalszy plan.
Jeśli chodzi o zombi, to nadal jestem zaskoczona tym, kim są. Pomysł na zrobienie z nich duchów jest oryginalny, ale to już nie są zombi. Tak, wstają z grobów, gryzą i można je zabijać, ale jednak trochę drażnił mnie fakt, że nie są to żywe trupy w dosłownym tego słowa znaczeniu. Poza tym nie rozumiem, czemu są to „zombi”, skoro w oryginale (nawet w tytule) są to „zombie”. Może się czepiam, ale bardzo mi brakowało tego „e”.
Ogólnie książka nie jest najgorsza, nie jest jednak też wybitna. Akcja była dawkowana, całość wyważona, czytało się szybko i lekko, ale nie było to coś, co mnie porwało i zabroniło spać. Fabuła była przewidywalna, zakończenie przesłodzone tak bardzo, że nie można było tego znieść. Na dodatek drażniło mnie zachowanie bohaterów – lekkie, ciągle ironiczne, zbyt pewne siebie. Najbardziej nie mogłam znieść Ali. Brakowało mi scen z Gavinem, któremu jako jedynemu mogłam wybaczyć każdą rzecz.
Jeśli czytaliście poprzednie części, sięgniecie i po tę, bo pewnie tak jak ja nie lubicie przerywać czegoś w połowie. Dla tych, którzy nie znają tej historii, polecam przeczytanie pierwszej części i zdecydowanie, czy warto się w nią zagłębiać. Ja przeczytałam, cieszę się, że poznałam kontynuację tej historii, ale chyba nie pokochałam tej powieści jak inni. Ale to nie znaczy, że wy nie będziecie zachwyceni. Przekonajcie się sami.