Odyseja. Długa wędrówka pełna przygód i dramatycznych wydarzeń. Co jednak jeśli bohaterem nie jest Odyseusz, a przygody nie należą do świata fantastyczno-mitologicznego? Andrzej Katzenmark postanowił umieścić swojego bohatera w centrum kryminalnej zagadki, przenosząc tym samym antyczną wędrówkę i topos homo viator do współczesnego świata. I niezwykle mnie tym rozczarował.
Samuel Bursztyn właśnie stracił przyjaciela. Na krótko przed śmiercią wręczył on mu tajemniczy dokument. Mężczyzna dość szybko zaczyna rozumieć, że na jego barkach spoczywa wielka odpowiedzialność - Samuel podejrzewa, że jego przyjaciel zginął przez informacje zwarte w tym piśmie. Teraz to on jest w niebezpieczeństwie, a w raz z nim Anna, jego miłość ze szkolnych lat.
Książka pisana jest strumieniem świadomości. Jedna myśl zastępuje drugą, pojawiają się wtrącenia, urwane zdania - jak to w umyśle człowieka. Chaos. Bałagan. Zagubienie. Katzenmark perfekcyjnie opanował przedstawienie psychologicznej głębi Samuela. Nie ma lepszego sposobu na opisanie tego, co dzieje się "w głowie" głównego bohatera, niż pokazanie czytelnikowi, strona po stronie, tego, co faktycznie się w niej dzieje. Innymi słowy - mamy piękny obraz ludzkiego umysłu. Jest to więc niezwykle dobrze opisana powieść psychologiczna. A co z kryminałem?
Katzenmark stosując strumień świadomości zapomniał o tym, że pisze historię kryminalną. Budowanie napięcia, zagadka - tych elementów tutaj nie znajdziecie. Natłok myśli głównego bohatera jest tak duży, że nie w sposób dać się zaskoczyć, czy zainteresować rozwinięciem tego wątku. Czytelnik ma po prostu problem ze zrozumieniem tego, co akurat dzieje się poza umysłem bohatera. Wszystkie najważniejsze elementy akcji zostały przysłonięte. Mam wrażenie, że autor zapomniał o czytelniku, bo przecież to, co oczywiste dla Katzenmarka (Samuela) nie znaczy wcale, że będzie oczywiste dla odbiorcy.
Powieść psychologiczna - tak. Kryminał - nie. Komedia? Jak najbardziej. Jedno trzeba przyznać "Nie wypłyniesz poza swoją odyseję" to książka, która wprost ocieka nietuzinkowym, sarkastycznym humorem. Na szczególną uwagę zasługują przede wszystkim wydarzenia dotyczące wścibskiej sąsiadki Samuela - Trybusiewiczowej. Autor w bardzo prześmiewczy sposób przedstawił nam stereotypową starszą panią, która wie wszystko o wszystkich. Niewątpliwie jest to jeden z największych atutów tej książki.
Homo viator? Tak, Samuel pokonuje własną wędrówkę - w głąb siebie, swoich pragnień i oczekiwań. Ta, swego rodzaju podróż inicjacyjna, jest dość dobrze skrojona. Strumień świadomości pozwala nam zagłębić się w szczegóły tej wędrówki, zrozumieć poczynania głównego bohatera oraz spróbować się postawić w jego sytuacji. Osobiście jednak bardzo zawiodłam się na zakończeniu. To miejsce, gdzie wątek odysei zaczyna dość wyraźne wypierać wątek kryminalny, W połączeniu mamy, co prawda zaskakujący finał, jednak czy przez to lepszy? Miałam nieodparte wrażenie, że straciłam tylko swój cenny czas.
Na zakończenie - okładka. W pewien sposób można odnieść wrażenie, że autor wstydzi się swojej powieści, podobnie zresztą jak wydawnictwo - gdyż czcionek użyto tak mikroskopijnych, że przy oględzinach przydaje się lupa. Napisać, wydać, zapomnieć? W zmodyfikowanej wersji: kupić, przeczytać, zapomnieć. W ten sposób chyba najdokładniej można opisać moje uczucia po zakończeniu lektury - niestety humor i dobrze opisany portret psychologiczny nie wystarczą. Nie polecam.
Więcej moich recenzji na:
https://zaczytana28.wordpress.com/
http://www.begoodart.com/