Czasem podczas lektury ma się to okropne uczucie niedosytu. Z chęcią chcielibyśmy poznać dalszą część danej historii. Niestety autor dość stanowczo upiera się przy swojej wersji wydarzeń i nie chce nawet w najmniejszym stopniu zmienić swojej opowieści. Żadnych dopowiedzeń czy kolejnych części cyklu. Bywają jednak autorzy, którzy z przyjemnością powiedzą nam jak najwięcej, w jak najmniej atrakcyjnej formie. Niewątpliwie, do tego elitarnego grona, należy także Liz Braswell.
"Wybrana" jest tomem, który kończy serię o Chloe King. Nic więc dziwnego, że naszły mnie myśli podsumowujące całą trylogię. Pamiętam moment, w którym po raz pierwszy zapoznałam się z serią Liz Braswell - byłam zaciekawiona i radosna, bo wreszcie miałam okazję przeczytać książkę, której fabuła jest oryginalna i wyróżniająca się na tle innych powieści YA.
Niestety, im akcja bardziej się rozkręcała, tym sama opowieść stawała się coraz bardziej rozwlekła. Zaczęłam tracić entuzjazm. "Wybraną" czytało mi się najgorzej. Po pierwsze dlatego, że autorka nie miała w tej części zbyt wiele do przekazania. Po drugie, gdyż nie potrafiła zbudować napięcia, a co za tym idzie zaciekawić czytelnika na tyle, aby pozostał przy lekturze.
Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego autorka nie wydała całej trylogii jako jednej, pisanej ciągiem powieści. "Wybrana" jest wypełniona niewiele znaczącymi wydarzeniami, które są pewnego rodzaju zapychaczem do stworzonych już części. Braswell zupełnie nie miała pomysłu na napisanie tego tomu (a przecież zakończyć przygody Chloe King po dwóch częściach nie wypada). Rozumiem chęć zarobku, ale czy na prawdę Braswell nie ma w sobie choć tej odrobiny chęci do samorealizacji, do dawania z siebie wszystkiego? Zamiast powieści, która powinna dostarczać młodzieży jakiejś nauki, przygody, fascynacji - otrzymujemy pisany bez polotu gniot. Czuję się oszukana.
To chyba jeden z nielicznych momentów, gdy zdecydowanie bardziej polecam ekranizację od serii powieściowej. Mimo, iż są to dwa różne twory, to jednak "Dziewięć żyć Chloe King", w przeciwieństwie do papierowego pierwowzoru, potrafi zaskoczyć odbiorcę i wzbudzić jego zainteresowanie niemal na każdym etapie. Braswell zdecydowanie poległa na tym polu. Żałuję, ze dotrwałam do końca cyklu.
Więcej moich recenzji na:
https://zaczytana28.wordpress.com