„Chciałem cię chronić, będąc twoim cieniem”

Recenzja książki Cień
Caitlin Teasel nie mogła się znaleźć w bardziej niewłaściwym miejscu w bardziej niewłaściwym czasie. Po tym, jak była świadkiem morderstwa, codziennie odbiera telefony od nieznajomego mężczyzny, który pilnie strzeże swojej tożsamości. Prześladowca wydaje się nieszkodliwy… Do czasu. Podobno do Sydney wrócił bezwzględny, nieuchwytny jak dotąd przestępca o pseudonimie Cień. Wkrótce Caitlin trafia w sam środek potyczek gangów, nie wiedząc jeszcze, jaką rolę przyjdzie jej w tym odegrać.

Środowisko fan fiction nie jest mi obce, a o „Cieniu” trudno było nie słyszeć, mając chociażby konto na Twitterze. Widziałam, że mnóstwo dziewczyn zaczytuje się w tym opowiadaniu, że liczba fanów stopniowo rośnie. Sama zainteresowałam się dopiero wtedy, gdy przeczytałam informację, że „Cień” zostanie wydany. Stwierdziłam, że warto się przekonać, o co tyle szumu i co sprawiło, że wydawnictwo zaproponowało Paulinie Klecz współpracę. Ponieważ z wersją blogową nie miałam do czynienia, mogłam zabrać się za czytanie bez żadnych skojarzeń i z obiektywnym nastawieniem.

Nie spodziewałam się, że tak mnie ta historia wciągnie. Prawdę powiedziawszy oczekiwałam nieco przesłodzonego romansu, bo autorki ff bardzo często brną w te klimaty, pisząc o swoich idolach. Oczywiście w „Cieniu” wątku miłosnego nie brakuje, jednak w żadnym wypadku nie był on słodki czy kolorowy, ale o tym później. Fabuła jest naprawdę ciekawa: dużo broni, pościgów, zatargów z policją, a do tego również tło obyczajowe, które znakomicie wypełniało luki między najbardziej ekscytującymi scenami. Pod względem fabularnym podobało mi się bardzo, pomijając drobne zaburzenia logicznego ciągu wydarzeń (sądzę, że autorka chwilami naginała rzeczywistość dla swoich potrzeb, ale jestem w stanie jej to wybaczyć).

To, co zdecydowanie przeszkadzało przy czytaniu, to liczne zgrzyty stylistyczne. Najbardziej drażniło mnie nagromadzenie zaimków „swój” i „mój” – naprawdę, jeśli w pokoju jest tylko Caitlin, to nie ma potrzeby pisać, że przygładziła swoje włosy, bo to chyba oczywiste, że nie czesała wówczas dywanu. Tu i tam zdarzało się jakieś powtórzenie, czasem zauważyłam przestawiony szyk wyrazów w zdaniu. Na szczęście wraz z rozwojem powieści ewoluował także styl autorki, stawał się bardziej płynny, dopracowany, lżejszy. Widzę tu bardzo duży polot, po prostu potrzeba jeszcze odrobiny pracy nad techniką. Niemniej opisy uczuć mnie zachwycały: metafory były niejednokrotnie bardzo trafne, łatwo było się wczuć w sytuację bohaterów, między innymi dlatego, że w całym tym zamieszaniu i chaosie, jaki przeżywali, autorka zawsze znajdowała miejsce na refleksję. Bardzo sobie cenię coś takiego.

Przez zdecydowaną większość książki utrzymywało się napięcie i poczucie zagrożenia, co jest raczej znamienne, biorąc pod uwagę jej tematykę. Było dynamicznie, przy czym wydarzenia rozgrywały się w odpowiednim tempie, nie odniosłam wrażenia, by coś działo się za szybko. Niespodziewane zwroty akcji tylko dodawały tej historii charakteru i gdyby nie to, że chcąc nie chcąc znałam pewne elementy fabuły za sprawą portali społecznościowych, pewnie co jakiś czas otwierałabym usta ze zdziwienia. Chociaż poszczególne sceny mają ścisły związek z kryminalnym światkiem, nie zabrakło subtelnego, przyjemnego humoru, który od czasu do czasu rozładowywał atmosferę.

Bohaterowie są bardzo różnorodni, niestety autorce zdarzało się niezbyt konsekwentnie ich przedstawiać – czasem postać robiła coś, co zupełnie do niej nie pasowało albo nagle była opisywana nieco inaczej niż wcześniej. Zwróciłam na to uwagę przy Dannym i Cassie, czyli przyjaciołach głównej bohaterki; w jednej chwili byli przedstawiani jako najważniejsze osoby w życiu Caitlin, a jakiś czas później ona stwierdzała, że w sumie nie znają się jakoś na wylot. Może to wynikało z jej charakteru, bo muszę powiedzieć, że Caitlin Teasel była cholernie irytująca. Naiwna, miejscami po prostu głupia, wielokrotnie sama pchała się w kłopoty. Pomijając pewne przebłyski inteligencji, często miałam ochotę nią potrząsnąć. Co do tytułowego Cienia alias Alexandra Waldena, to chyba jest to mój ulubiony bohater. Miał charyzmę, był nieprzewidywalny, a przy tym zwyczajnie pociągający. Polubiłam też jego kolegów po fachu, czyli Matta, Lukasa i Camerona, z naciskiem na tego pierwszego. Naczelny czarny charakter, Logan Fletcher, oczywiście nie wywołał u mnie cieplejszych uczuć, był za to ciekawym, sarkastycznym antagonistą, bez którego nie mogłoby się tutaj obejść.

Wątek miłosny, jak zdążyłam już wspomnieć wyżej, był naprawdę dobrze rozegrany. Bez zbędnego pośpiechu (trzeba się naprawdę naczekać, żeby w ogóle się rozwinął), słodkości czy przesady. Uśmiech sam się pchał na usta, kiedy zaczęły się pojawiać drobne znaki świadczące o tym, że coś rzeczywiście się dzieje.

„Cień” to niezły debiut. Może tematyka do szczególnie oryginalnych nie należy, ale mimo to Paulina Klecz ma fajne pomysły i całkiem zgrabnie je wykorzystuje, zwłaszcza zakończenie może wbić w fotel. Pomijając pewne niedociągnięcia na polu technicznym, książka okazuje się dobrą, wciągającą młodzieżówką, idealną na wieczory. Chętnie sięgnę po drugą część.
Dodał:
Dodano: 03 III 2016 (ponad 9 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 282
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Julia
Wiek: 30 lat
Z nami od: 13 II 2016

Recenzowana książka

Cień



Caitlin sądziła, że śmierć rodziców była ostatnią tragedią, jaka mogła jej się przydarzyć. Niestety spada na nią kolejne pasmo nieszczęść. Pewnej nocy nieświadomie wkracza do zupełnie innego świata, w którym żaden człowiek nie może czuć się bezpiecznym. Jej pechowa podróż w świat tajemnic zaczyna się od anonimowych telefonów. On wie o niej więcej, niż ktokolwiek. Zna jej słabości, potrafi wyczuć s...

Ocena czytelników: 4.5 (głosów: 1)
Autor recenzji ocenił książkę na: 4.5