"Szkoła żon" jako książka z serii z Tulipanem miała być w zamierzeniu erotykiem. Czy nim jest? Właściwie to bym tak tego nie określiła... Dla mnie to powieść obyczajowa (które przecież uwielbiam) ze zmysłowymi scenami erotycznymi, które są pięknie i subtelnie napisane, idealnie wkomponowane w fabułę. Nie jest ich za dużo, bo to obyczajówka; nie jest ich za mało, bo miał być erotyk. Ale najważniejszy jest fakt, że to książka z drugim dnem. To pierwsze dno zawiera sceny seksu, które wpasowały się w zamysł powieści, potrafią sprawić, że krew szybciej krąży w żyłach. Zaś drugie - idea o byciu piękną, robieniu czegoś DLA SIEBIE i pokazanie, że każda z nas mimo problemów powinna dążyć do wytyczonych sobie celów. Ile kobiet, tyle przeszkód w życiu, ale czy nie warto wiedzieć, że mamy swoją wartość? Że musimy cenić się same jeśli nikt inny tego nie robi? Czasami małymi kroczkami można poprawić sobie nastrój, choć życie wyciska z nas pot, łzy i cierpienie... Jeśli osoby w naszym otoczeniu nie do końca rozumieją nas i nasze potrzeby...
Podsumowanie będzie krótkie - obyczajowo-erotyczna lektura, która przynosi odprężenie, zrozumienie dla problemów zróżnicowanej grupy czytelników, która wywołuje rumieńce i mimo, że autorka jest mistrzynią dobrych zakończeń, to nigdy nie wiadomo komu i jak ułoży życie, jak pokieruje jego losem, by było dobrze. Ja jestem mało obiektywna w przypadku powieści autorki, bo je wręcz pochłaniam, ale liczę że i Wam się spodoba. Warto sięgnąć i pozwolić myślom szybować... na Mazury!
całość recenzji:
http://czytelnicza-dusza.blogspot.com/2016/02/magdalena-witk...