Dashner w krainie Poparzeńców

Recenzja książki Więzień labiryntu: Lek na śmierć
Na 2017 rok planowana jest premiera ekranizacji "Leku na śmierć" Jamesa Dashnera. Nie zamierzałam czekać tak długo, więc po pierwowzór sięgnęłam od razu. Po "Próbach ognia" nurtowało mnie wiele pytań, na które odpowiedź miałam nadzieję poznać już teraz. Czy się zawiodłam?

Tak.

James Dashner w ostatnim tomie trylogii dość skutecznie pozbył się, budowanego przez dwie poprzednie części, napięcia. Odpowiedzi na większość pytań uzyskujemy już niemal na samym początku książki. Jest to chyba największy błąd autora. Błąd, który nie został niezauważony, gdyż miałam wrażenie, że Dashner usilnie stara się go naprawić, próbując nieco "pobawić się" wydarzeniami i tworząc niezbyt ciekawe i z lekka przewidywalne zwroty akcji.

Im dalej w fabułę, tym więcej Poparzeńców.

Może w ten sposób autor stara się zatuszować inne mankamenty powieści? Gdy przewidywalna - pojawia się obraz pożywiającego się Poparzeńca, gdy nudna - zaczynają się ataki, a gdy mamy już ochotę odłożyć książkę na półkę - bam! - kolejne, mające nas zaskoczyć wydarzenie z Poparzeńcami. Od połowy książki ich ilość staje się przytłaczająca. Dlaczego? Przede wszystkim w żadnej z poprzednich części nie mieliśmy z nimi tyle do czynienia. Autor stara się te braki nadrobić, ale bądźmy szczerzy - co za dużo to niezdrowo.

Thomas - zagubiony nastolatek.

Wbrew pozorom jest to dość duży plus "Leku na śmierć". Thomas jest nie tylko zagubiony, ale i przerażony. Nie zgrywa bohatera. Nie jest wszystkowiedzący, odważny i silny. Jest zwyczajnym nastolatkiem, którego zaczyna przerastać liczba tragedii i trudnych wyborów. Jest to niezwykle miła odmiana, która sprawia, że główny bohater serii wydaje się czytelnikom bliższy. To postać, która wreszcie została wykreowana realistycznie. Skończyła się brawura, zbytnia dojrzałość i odpowiedzialność za wszystkich. Thomas przeszedł metamorfozę, która utrzymuje się przez zdecydowaną większość książki. Jednak te chwile słabości i zwątpienia są niezaprzeczalnie jednym z największych atutów powieści.

Czym jest miłość w świecie opanowanym przez Pożogę?

Niczym. Dashner kompletnie rozwalił budowany z takim trudem wątek miłosny pomiędzy Thomasem, Teresą i Brendą. Nie można jednak powiedzieć, że nic się w tym względzie nie dzieje - wręcz przeciwnie, autor tak komplikuje tę relację, że mam wrażenie, iż w końcu sam się w niej pogubił i postanowił porzucić ten wątek. Może to i lepiej.

To nie jest zła książka.

Zdecydowanie nie. Ma jednak kilka minusów, które postanowiłam Wam przedstawić. Czy polecam? Nie. Myślę, że pierwsza część była najlepszą z całej serii, a każda kolejna jest tylko próbą przedłużenia tej historii na siłę. To powinna być jednotomowa opowieść, a nie rozwlekła trylogia z dwoma uzupełnieniami. Zawiodłam się.

Więcej moich recenzji na:
https://zaczytana28.wordpress.com
http://www.begoodart.com
0 0
Dodał:
Dodano: 28 II 2016 (ponad 9 lat temu)
Komentarzy: 1
Odsłon: 303
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Dodano: 28 II 2016, 16:20:55 (ponad 9 lat temu)
0 0
W przypadku ocenienia mojej recenzji na minus, bardzo proszę o napisanie komentarza, co się nie podobało, a następnym razem spróbuję się poprawić

Autor recenzji

Imię: Anna
Wiek: 29 lat
Z nami od: 04 IV 2010

Recenzowana książka

Więzień labiryntu: Lek na śmierć



Ostatnia część trylogii "Więzień Labiryntu". Thomas wie, że DRESZCZowi nie można ufać, ale oni twierdzą, że czas kłamstw już się skończył, że zgromadzili w toku Prób wszystkie dane, jakie dało się zebrać, a teraz chcą przywrócić Streferom pamięć, bo potrzebują ich pomocy w ostatecznej misji. Streferzy muszą dobrowolnie pomóc uzupełnić mapę, która pozwoli stworzyć lek na Pożogę. DRESZCZ nie wie je...

Ocena czytelników: 4.61 (głosów: 21)
Autor recenzji ocenił książkę na: 4.0