W "4.50 z Paddington" znów spotykam się z moją ukochaną pisarką. To dziewiętnaste spotkanie i pomyśleć że mam za sobą dopiero 1/5 Jej twórczości. Niestety tym razem nie czytało mi się tak dobrze jak zwykle to bywa.
W pociągu zostaje zamordowana kobieta, co ciekawe świadkiem zdarzenia jest przyjaciółka Panny Marple. A co ciekawsze, jedzie ona innym pociągiem, niż tym w którym popełniono morderstwo. Z okna równolegle jadącego pociągu, widzi jak wysoki brunet dusi kobietę, brunet stoi tyłem. Świadek składa zeznanie popełnienia morderstwa, ale nikt jej nie wierzy ponieważ nie znaleziono ciała ofiary.
Niestety mimo paru ciekawych scen, które zapadają w pamięć, jest to powieść nudnawa. Jest tu trochę wątków pobocznych, przedłużających powieść. Śledztwo ciągnie się niemiłosiernie, policja nawet nie ustala tożsamości uduszonej. Mamy podejrzanych, a Pani Agata znów wprowadza nas w maliny, to już jest u niej charakterystyczne.
Jeśli ktoś ma czas może po tą pozycję sięgnąć, ale nie powinna ona stać na najwyższej półce.
Tytuł oryginalny: 4.50 from Paddington
Rok pierwszego wydania polskiego: 1993
Ilość stron: 272
Jane Marple, dama o bystrym umyśle i z pasją detektywa amatora, angażuje się w wyjaśnienie sprawy, która bez jej udziału najprawdopodobniej nigdy nie wyszłaby na jaw. Nikt bowiem nie wierzy pewnej starszej pani (fantazjuje!), opowiadającej o morderstwie (mężczyzna udusił kobietę!) popełnionym w pociąg...