Kryminał uwielbiam. Jednak z debiutantami w tej dziedzinie często mam problem, bo niby przymykam oko na pewne niedociągnięcia, ale często bywają one zbyt duże. W przypadku powieści Marcina Grygiera także czułam pewne obawy, na szczęście okazało się, że są one bezpodstawne. „Nie patrz w tamtą stronę” to świetny kryminał, w którym wielowarstwowa zagadka nie daje czytelnikowi możliwości choć na chwilę oderwać się od lektury. Dobrze przemyślana i zawiła historia to niezła zagwozdka dla odbiorcy, trzeba się sporo napocić nad rozwiązaniem. A finał, zwieńczenie całej pracy autora, mimo pewnych niedostatków, z pewnością może się podobać.
Nie ukrywam – strasznie, ale to strasznie się wciągnęłam. Z początku historia wydawała mi się trochę prosta, tylko lekko intrygująca, no a świadomość o debiucie autora również dawała o sobie znać. Jednak, co można zauważyć już po pierwszych rozdziałach, pan Marcin ma w swoim piórze coś interesującego – każdą kolejną stronę śledzimy z nieskrywaną ciekawością. I tak po trochę zaczynałam dosłownie w historię wsiąkać.
Pomysł jak i wykonanie mogę ocenić jak najbardziej na piątkę. Widać, że historia jest dobrze przemyślana, dobrze zgrana, ułożona w taki sposób, by za szybko mnożących się wciąż zagadek nie zdradzić czytelnikowi. Bohaterowie są od siebie bardzo różni, każdy w jakiś tam sposób się wyróżnia, ich osobowości nie zlewają się w jedno – a to dobrze, bo nie stanowią jedynie dodatku do szarego tła, ale dzięki nim powieść wydaje się być bardziej wiarygodna i jeszcze bardziej ciekawa. Śledztwo – czyli to, na co najczęściej zwracam uwagę w takich książkach – nieco mało precyzyjne, za mało w nim konkretnych działań, przez co wydaje się zbyt szybko rozwiązane. W pewnych momentach nadkomisarz Walter wyglądał i zachowywał się jak nowicjusz, podobnie jak jego koleżanka. Ale z pewnością mogę wybaczyć te niedociągnięcia autorowi. Bo jak na pierwszy raz poradził sobie bardzo dobrze. A widząc, w jaki sposób pisze, można wyrazić nadzieję, że później będzie już tylko lepiej.
Po przeczytaniu „Nie patrz w tamtą stronę” miałam jednak mieszane uczucia. Bo z jednej strony po prostu przepadłam, wciągnęłam się i z pewnością historia się podobała. Jednakże w pewnym momencie, kiedy emocje już ostygły, poczułam, że książka była zbyt… prosta. Miałam takie wrażenie, że motyw działania mordercy w tym przypadku okazał się trochę naciągany. Może się czepiam, wiem, ale długo nie mogłam przestać myśleć nad zakończeniem tej powieści. Bo trochę te odczucia się ze sobą gryzły – niby powieść dobra, ale…
Mimo wszystko gorąco zachęcam do lektury. Debiut autora można uznać za jak najbardziej udany.