Autorka książki Jill Anderson jest zarazem jej główną bohaterką. Wraz z mężem mieszkają w małym miasteczku w Wielkiej Brytanii. Razem prowadzą doskonale prosperujące biuro tłumaczeń, dzielą ze sobą masę pasji i przede wszystkim kochają się bezgranicznie. Kiepski stan zdrowia Paula zostaje zdiagnozowany i wyleczony jako wirus grypy. Niestety Paul nie dochodzi do siebie. Z miesiąca na miesiąc i z roku na rok coraz bardziej podupada na zdrowiu. Chociaż badania nie wykazują żadnych nieprawidłowości coś powoli zdobywa dominację nad jego ciałem. Małżonkowie w końcu sami dochodzą prawdy. Paul cierpi na bardzo rzadki, właściwie nie dający się zdiagnozować zespół ustawicznego zmęczenia. Straszna choroba na którą nie ma żadnego leku. Mężczyzna strasznie cierpi. Jego ciało marnieje w oczach, powoli traci nad nim władzę. Podejmuje kilka prób samobójczych aż w końcu udaje mu się wziąć odpowiednią dawkę morfiny, a Jill mu na to pozwala.
Historia opisana jest przez żonę, która podjęła się przez osiem lat opieki nad niedołężniejącym mężem. Dla niej, choć nie wyobrażała sobie innego wyjścia również była to droga przez mękę. Kochała go, dbała o niego, robiła co w jej mocy, żeby ulżyć jego cierpieniom, walczyła zawzięcie o każdy uśmiech i dobry nastrój ukochanego. Niestety znikał jej w oczach wykrzykując o potwornym bólu jaki odczuwa. Jak to zwykle bywa w takich przypadkach jego świadomość pozostała trzeźwa i przejrzysta do ostatniej chwili. Kiedy po raz kolejny Paul błaga żonę, żeby go nie ratowała, ta nie ma już odwagi skazywać go na niekończące się minuty katuszy. Paul umiera. Jill najpierw zostaje oskarżona o pomoc w samobójstwie, a później za zabójstwo.
Historia Jill jest bardzo trudna w zrozumieniu. Wymaga wielu przemyśleń i dużej empatii. Po przyjrzeniu się jej sytuacji można automatycznie utworzyć dwa obozy.
Z jednej strony oczywistym jest, że uległa chwili słabości. Po ośmiu latach odczuwania coraz większego bólu psychika Paula nie mogła być taka jak dawniej. To Jill w roli jakiej się podjęła powinna zadbać o jego bezpieczeństwo i robić wszystko, żeby utrzymać go przy życiu póki ktoś w końcu nie wpadnie na to jak go wyleczyć. Jej bierność przyczyniła się do śmierci człowieka, więc siłą rzeczy jest winna.
Druga strona zobaczy zajście zupełnie inaczej. Jaką odwagę trzeba mieć, żeby dobrowolnie dać zgodę na śmierć najdroższej osoby? Ile siły trzeba w sobie znaleźć, żeby przez osiem lat być jej towarzyszem, pocieszeniem i wsparciem.
Jill i Paul są już bardzo zmęczeni. Obydwoje. W czasach, o których opowiada fabuła zespół ustawicznego zmęczenia nie był nawet uznawany za chorobę. Nikt nie mógł im pomóc, bo mało kto wierzył, że Paul w ogóle na coś cierpi. Kiedy wił się z bólu proponowano mu wizytę u psychiatry. Sytuacja naprawdę wyglądała tragicznie.
O ile opisana historia sama w sobie porusza, przeraża i wzbudza masę kontrowersyjnych emocji o tyle książka wcale nie przedstawia jej tak zajmująco i fascynująco jak mogłoby się zdawać. Przeplatają się trzy scenerie.
Najkrótszą z nich są mowy końcowe prokuratora i obrońcy w czasie rozprawy sądowej i one właśnie obrazują dwa obozy, które opisałam powyżej.
Drugą są jakby stopklatki z małżeńskiego życia bohaterów, które mają nam ich pokrótce przedstawić i zbliżyć. Niestety są zbyt nijakie. Autorka za bardzo skoncentrowała się na scenerii niż na emocjach i więzach. Nie czułam kompletnie żadnej chemii, żadnej miłości, ani dzielenia się pasjami. Wręcz przeciwnie. Odnosiłam wrażenie, że Jill zgadzała się na wszystko, co zaproponował Paul, bo on tak chciał. Zarówno w czasach narzeczeństwa, wczesnym stadium małżeństwa, jak i po tym jak choroba się rozwinęła bohaterka sama siebie przedstawiła jako osobę bezwolną i łatwą w manipulacji. Nie dostrzegłam, żeby dzieliła pasje z Paulem. Raczej towarzyszyła mu w nich.
Ostatnią i chyba najsłabszą odsłoną są niekończące się przesłuchania na komisariacie. Co prawda są przedstawione dokładnie tak jak to wygląda. Trwają niemożliwie długo, a detektywi próbują zmęczyć przesłuchiwanego ciągle powtarzającymi sie pytaniami, żeby go złamać. Moim zdaniem na potrzeby książki autorka powinna podkreślić jak bardzo była męczona, ale nie męczyć czytelników, bo w zasadzie od połowy książki można zrobić kopiuj-wklej. W odbiorze jest to nużące i ostatecznie nieciekawe, zwłaszcza, że nie dowiadujemy się o linii obrony ani towarzyszących emocjach, ponieważ przesłuchania oparte są wyłącznie na dialogu.
Powtórzę raz jeszcze, że historia jest mocno wstrząsająca i warta poznania choćby ze względów etycznych. Niestety zabrakło warsztatu. Nie czuje się zbyt wielu emocji są przedstawione sucho i pobieżnie. Nie czułam żalu po Paulu bardziej niż żal jest mi obcego człowieka, bo nie dane było mi go ani trochę poznać. Nie potrafię do końca rozgrzeszyć Jill, bo w czasie przesłuchań miałam wrażenie, że kombinowała i zatajała pewne rzeczy. Choćby przyczyny jej konfliktów z rodziną nie są mi do końca jasne. Mimo to cieszę się, że poznałam tę historię, bo to naprawdę mocny dylemat. Zrozpaczona żona dopuściła się niewybaczalnego zaniechania czy może aktu miłosierdzia?
kanapaliteracka.pl