„Najlepsze rzeczy w życiu przydarzają się nam tak po prostu. Nie da się ich zaplanować i nie da się znaleźć szczęścia, jeśli szuka się w jednym tylko miejscu. Czasami warto wyrzucić mapę. Jasne, daje orientację, ale jednocześnie prowadzi nas ścieżką, którą szedł już ktoś przed nami. Nie lepiej wyznaczyć własną drogę? Pozwól sobie czasem się zgubić i nie próbuj za wszelką cenę ustalić, gdzie jesteś. To przyjdzie samo.”
„Coś do ocalenia” to już ostatni tom serii „Coś do...” Cory Carmack. Po poprzednich dwóch tomach, które oczarowały mnie, musiałam sięgnąć po ostatni.
No i ponownie mamy innych bohaterów. Tym razem jest to Kelsey – najlepsza przyjaciółka Bliss. Dziewczyna ma za sobą ciężką przeszłość, którą ukrywa przed innymi, gdyż próba jej opowiedzenia nie skończyła się dobrze. Pod maską silnej postaci kryją się problemy. Hunt także niesie ze sobą bagaż z przeszłości, przez co te postacie stają się bardzo realne. Hunt skrywa jeszcze jedną tajemnicę, którą w pewnym momencie udało mi się rozwikłać, a która ma dosyć duży wpływ na historię.
Tym razem humoru w książce nie jest za dużo. „Coś do ocalenia” jest bardziej poważną pozycją niż jej poprzedniczki, przez co trochę ciężej się ją czytało (ale nie żeby to było coś złego). Fabułę tutaj idzie z łatwością przewidzieć – związek dwóch kompletnie różnych od siebie osób, który na pewno się uda, ale po drodze pojawią się pewne kłopoty. Książka o własnej wolności, wyzwoleniu i prawdzie.
Lekki i plastyczny język powodują, że czyta się szybko i przyjemnie. Cała seria jest ze sobą luźno powiązana i nie trzeba czytać książek po kolei. Wszystkie powieści poruszają pewne problemy, z którymi i my także możemy się spotkać. Nie jest to dla mnie pożegnanie z tą autorką i tą serią, ponieważ są jeszcze nowele powiązane z nią, po które na pewno sięgnę.
http://magiczneksiazki.blogspot.com/