Ragnar Jónasson jest autorem serii Mroczna wyspa lodu. Pierwszym tomem jest Milczenie lodu. Powieść wyniosła autora na szczyty list bestsellerów. W Polsce wydało ją Amber w 2015 roku.
Ari Thór Arason jest młodym policjantem. Kończy studia, ma dziewczynę, zaczyna rozglądać się za pracą. I nagle dostaje wiadomość, że czeka na niego miejsce w małej rybackiej wiosce na północy Islandii. To dla niego szansa – będzie mógł podszkolić się w zawodzie, zdać ostatnie egzaminy i zdobyć doświadczenie. Jego dziewczyna nie jest zadowolona – dzielić ich będą setki kilometrów. Mimo wszystko Ari Thór decyduje się na wyjazd i niemal od razu zaczyna zastanawiać się, czy nie popełnił błędu. Wszechobecny śnieg, mało słońca, nudna okolica, w której nic się nie dzieje, wszyscy się znają i nie ufają nowym. Na dodatek samotność i ograniczony kontakt z ukochaną. Wszystko zmienia się w dniu śmierci sławnego pisarza. Czy to był wypadek? A może morderstwo? Bohater powieści ma przeczucie, że ta sprawa wcale nie jest tak prosta, jak się wydaje.
Narrator pokazuje kilka osób. Poznajemy nie tylko sprawę policyjną, którą zajmuje się mężczyzna, lecz także życie prywatne niektórych członków małej społeczności. Dzięki temu w powieści śledzimy kilka wątków, które zazębiają się i dają ogląd na całą sprawę.
Ari Thór to bohater, którego trudno rozgryźć. Miałam wrażenie, że to mruk, ale wcale nie. Być może działa tak na niego nowa okolica. Jest błyskotliwy, inteligentny, choć niekiedy dopada go rezygnacja. Nie może poradzić sobie z zaaklimatyzowaniem się w nowym miejscu. Trudno mu prowadzić sprawę w tak zamkniętej społeczności. Jednak próbuje. Ma przeczucia, jest też dociekliwy. To początkujący policjant, który na pewno zyska z każdą sprawą coś nowego.
Jeśli chodzi o akcję to trzeba przyznać, że jest typowa dla tego rodzaju kryminałów. Nie zawsze dzieje się wiele. Raczej toczy się ona powoli, odsłaniając kolejne wątki i poszlaki. Czytelnik zbiera dowody razem z policjantem. Jest dużo rozmów, ale też prywatnych sytuacji. To dobrze, że nie skupiono się jedynie na dochodzeniu, lecz pokazano też zwykłe życie ludzi.
Autor świetnie oddał atmosferę mroźnej, zasypanej śniegiem Islandii. Gdy główny bohater wychodzi na ulicę, czytelnik aż czuje szczypanie mrozu na policzkach. Doskonale opisane tło wydarzeń, nie tylko miejsce akcji, lecz również realia społeczne, sprawiają, że książka zyskuje niebanalny klimat małomiasteczkowej zbrodni, która swoje podłoże ma w przeszłości.
Ogólnie trzeba powiedzieć, że w powieści dzieje się wiele, choć bez fajerwerków. Te pojawiają się jak zwykle pod koniec. Książka zaskakuje zakończeniem, którego absolutnie się nie spodziewałam. Jak zawsze przy skandynawskich kryminałach byłam zaskoczona zawiłością i przenikaniem się spraw osobistych prowadzącego śledztwo z dochodzeniem, którym się zajmował. Jednak podczas lektury niejednokrotnie należy uzbroić się w cierpliwość. Wątków jest wiele, dlatego czasami fabuła może wydać się rozdrobiona. Warto jednak poczekać do końca, by zyskać jasność sytuacji, która odpowie na pytanie „czemu aż tyle trzeba było powiedzieć, nim sprawa się rozwiązała”.
Polecam fanom kryminałów. Przenieście się na mroźną Islandię, weźcie udział w pierwszym śledztwie niedoświadczonego jeszcze policjanta i zobaczcie, jak to jest mieszkać bez słońca. Bardzo ciekawa lektura.