Pisząc o książkach, staram się nie odkrywać wszystkich jej kart, zostawiam czytelnikowi przyjemność poznawania dzieła. Zwracam raczej uwagę na rzeczy, które mnie zafascynowały, zaniepokoiły, wstrząsnęły itp. Celowo nie opisuje ani "przebiegu zdarzeń" ani bohaterów z drobiazgowością. Czasem nawet z premedytacją pomijam to, co w książce najważniejsze czy najbardziej wartościowe. Staram się skupić na tym, co inni pomijają w swych opiniach. O "Cieniu Poego" chyba nie napisano zbyt wiele, a opinie, które czytałam polegają na ocenie tego utworu względem "Klubu Dantego" (ponoć najlepszego dzieła pisarza) - na całe szczęście "Cień Poego" to póki co moje pierwsze literackie spotkanie z Pearlem, zatem porównywać nie będę.
"Cień Poego" - sama idea, pomysł książki - to mnie zachwyciło (uwielbiam książki odwołujące się do innych dzieł, pisarzy itd. - zapewne zboczenie zawodowe). Jest E. A. Poe (a raczej go nie ma i tu zaczyna się problem), jest tajemnica, zagadka, do tego pierwszych kilka stron brzmiących bardzo obiecująco. Opis miasteczka, w którym rzecz się dzieje wywarła na mnie wrażenie dobrze zapowiadającej się historii:
"I takie to było Baltimore; bez względu na pogodę - piękną czy, jak tego dnia, szarą i mglistą - całe z czerwonej cegły; pospieszne, hałaśliwe i pozbawione radości, jak kroki ludzi przemierzających wybrukowane ulice i marmurowe schody. Właśnie radości brakowało najbardziej w naszym - idącym z duchem czasu - mieście, gdzie nad gwarną zatoką wzniesiono okazałe domy. Kawę i cukier zwoziły tu z Ameryki Południowej i wysp Indii Zachodnich ogromne klipery, stąd zaś w stronę Filadelfii i Waszyngtonu słano koleją beczki pełne ostryg oraz mąki. Wtedy to w mieście Baltimore nikt - nawet biedak - nie wyglądał biednie, o czym zdawały się oznajmiać światu napisy na markizach nad niemal co drugim sklepem."
Niestety, podczas przewracania kolejnych stron wytworzyła mi się pewna zależność - im więcej kartek mam po lewej stronie, tym bardziej męczy mnie czytanie, co więcej, tym częściej się gubię i do niektórych fragmentów muszę wracać kilkakrotnie.
"Cień Poego" uznawany jest za powieść kryminalną, thriller historyczny, powieść detektywistyczną - i nie spełnia większości kryteriów żadnego z tych gatunków... Gdyby wymieszać te gatunki i stworzyć z nich nowy o dość luźnej konsystencji - wtedy "Cień Poego" miałby do czego przynależeć tak naprawdę.
Oczywiście E. A. Poe jest mi postacią znaną, lecz po przeczytaniu powieści Pearla sięgnęłam po "Zabójstwo przy Rue Morgue" celem odświeżenia pamięci.
Quentin Clark z uporem maniaka stara się rozwiązać zagadkę śmierci swojego ulubionego pisarza. Motywacja tego pragnienia wydaje mi się dość niejasna, ale mniejsza z tym. Tupie nogą jako małe dziecko, buntuje się przeciw wszystkim i wszystkiemu, co stawia Poego z niekorzystnym świetle.
"Życie Edgara Poe ukazano jako sromotną porażkę, obdarzony wybitnym umysłem, roztrwonił swój cały potencjał. Cudownie wzniosłe poematy i przedziwne opowieści, jakie tworzył, nader często nosiły stygmat jego łajdactwa i nędzy. Był nałogowym pijakiem i szubrawcem; żył oraz umarł w hańbie, szargając swymi pismami zdrową, solenną moralność."
I teraz dwie najważniejsze sprawy - według mojego odbioru celem bohatera nie jest rozwiązanie zagadki śmierci pisarza (co na każdym kroku jest nam wmawiane), lecz próba oczyszczenia go z zarzutów (głównie pijaństwa i łajdactwa), wyniesienie go na piedestał, by ludzie dojrzeli w nim geniusza. Quentin jednak zdaje sobie sprawę ze swoich ograniczonych możliwości, wpada na pomysł, by poprosić o pomoc C. Auguste'a Dupina (postać stworzona przez Poego) - oczywiście nie bohatera opowieści, lecz jego pierwowzór.
Szuka, szuka, szuka, analizuje i znajduje dwóch potencjalnych Dupinów:
1) Duponte
2) baron Dupin.
Obydwie postaci są tak nakreślone, że możemy w nich odnaleźć cechy detektywa Dupina (nawiasem mówiąc była to pierwsza postać detektywa w historii literatury). I to jest kwestia druga - podczas czytania, bardziej interesowało mnie, który z bohaterów okaże się pierwowzorem i co wyniknie z ich wzajemnej do siebie nienawiści niż sprawa Poego.
Tajemnicę pierwowzoru odkryjemy, ale co z zagadką śmierci Poego? I czy Quentin osiągnie swój cel i zrehabilituje Poego w oczach społeczeństwa?
Podobał mi się (stylizowany) język powieści, postać Duponte'a (z jego czasem zbyt naciąganą dedukcją) i klimat książki, jak na zagadkę, śmierć i Poego przystało jest tu szaro, mgliście, deszczowo, chodzimy po cmentarzu, znajdujemy się w mrocznych zaułkach, ciemnych kątach, ba, nawet spotykamy Upiora.
Książka, którą się pochłania, ale nie zniewala. Mimo wszystko warto po nią sięgnąć, choćby dla osoby Edgara A. Poego, który
" był niczym Ameryka: istotą niezależną, która żadną miarą się nie zgadza na przymusy choćby miało mu to korzyści jakieś przynieść."
Opublikowane na:
http://dajprzeczytac.blogspot.com/