Po raz szesnasty spotykam się z twórczością Pani Gosi Musierowicz i to spotkanie znów bardzo przyjemne i udane. "Małomówny i rodzina" to debiut powieściowy tej Poznańskiej pisarki o którym sama mówi że był nieudany. W związku z czym autorka poprawiła wersję pierwotną tej książki.
Powieść z początku jest sielankowa, z lekka poetyczna, akcja płynie powoli, nikomu nigdzie się nie spieszy. W końcu są wakacje, i przenosimy się z rodziną Ptaszkowskich na wieś. Dla mnie nawet to wolne tempo fabuły nie przeszkadza. Czytając powieść o wakacjach, upale, posiadaniu łódek i jeziora koło domu a w domu wiejskiej biblioteki jest wspaniałe, gdyż nie mając tego w chwili obecnej, a na pewno w jednym czasie i miejscu, dzięki darowi twórczemu autorki mam to wszystko co jest niebywale przyjemne a nawet dobre.
Rodzina Ptaszkowskich składa się z Babci, mamy Marysi, córki Moniki zwanej Rzodkiewką, gdyż nie jada mięsa, Tunia i Munia, i co najważniejsze kury effff! emmm! ko koko! ko ko ko! zwanej Franusiem Małomównym. Dawniej gdy znałem tylko tytuł tej książki myślałem że Małomówny to jakiś mały chłopczyk, a tu nawet płeć się nie zgadza.
Utwór ten jest powieścią nie tylko dla dzieci, myślę że będzie się podobał fanom twórczości Pani Małgosi, a także osobom lubiącym przygody, takie jakie dzieją się Panu Samochodzikowi itp.
Wracając do fabuły to rodzina Ptaszkowskich odziedziczyła mieszkanie po zmarłym Panu Zielińskim. Zostawił on także mnóstwo książek, które stworzyły bibliotekę w jednej z części tego dużego domostwa. Gdzieś w domu jest także skarb i droga do znalezienia go, jest niebywale trudna. Prowadzi przez list, Szekspirowskiego Hamleta i szyfr.
Gorąco Polecam!