„Kochać kogoś oznacza przyznawać, że ma i dobre, i złe strony.”
Z Melissą Marr miałam przyjemność spotkać się już kilka lat temu za pomocą jej serii o wróżkach. Podobała mi się ona wtedy i z przyjemnością sięgnęłam po inną jej książkę, ale niestety moja dobra opinia o tej książce kończy się na ogólnym pomyśle.
Głównymi bohaterami powieści są Rebeka i Byron, dwójka dorosłych ludzi, których łączy zawiła przeszłość. Oboje mają za sobą ciężkie przeżycia. Rebeka to kobieta, która wiecznie ucieka – od domu, ukochanego, tego co się wydarzyło. Z kolei Byron ciągle nie może zapomnieć o swojej ukochanej. Niestety nie potrafiłam przekonać się do tych bohaterów, którzy czasami mieli lepsze momenty, jednak potrafili mnie do siebie zrazić swoim postępowaniem.
Autorka za bardzo skupiła się na romansie pomiędzy Rebeką i Byronem, niż na motywie Opiekunki Grobów i Grabarza, przez co nie działo się praktycznie nic ciekawego. Akcja książki wlecze się strasznie i przyspiesza dopiero 50 stron przed jej końcem, a i tak większości idzie się domyślić. Niby mamy w książce do czynienia z serią napadów, ale nie potrafiły wywołać u mnie napięcia. Jedyne co najbardziej przypadło mi do gustu to kreacja świata pozagrobowego, motywu Grabarza i Opiekunki Grobów.
Powieść miała ogromny potencjał, szkoda, że został tak potwornie zmarnowany na rzecz zwykłego romansidła. Ogólny zarys na pewno zapamiętam, lecz szczegóły, niestety, uciekną mi szybko z głowy i tej lektury nie będę wspominać za dobrze.
http://magiczneksiazki.blogspot.com/