Opowiadanie zawsze było dla mnie wyzywającą formą przekazania historii. Dużo łatwiej jest ubrać emocje i akcję w trzysta stron niż trzydzieści. Łatwiej jest przekonać czytelnika, jeśli śledzi losy bohatera od dłuższego czasu niż w sytuacji, w której dopiero go poznał i lada chwila się z nim rozstanie. Okazuje się jednak, że dla wytrawnego pisarza nie ma rzeczy niemożliwych. Pytanie tylko jak poradzi sobie z tym recenzent… 😉
"Zrobiłem dla Ciebie garść drobiazgów, Stały Czytelniku; oto leżą przed Tobą w blasku księżyca. Zanim jednak obejrzysz te małe ręcznie wykonane skarby, które mam na sprzedaż, porozmawiajmy o nich chwilę, dobrze? Nie zabiorę Ci dużo czasu. Proszę, usiądź przy mnie. I podejdź trochę bliżej. Nie gryzę."
Zbiór opowiadań Stephena Kinga zawiera dwadzieścia różnej długości historii. Zanurzenie się w nich to jak zaczerpnięcie pełną garścią z całej wieloletniej twórczości autora. Znajdzie się tu coś dla każdego jego fana. King zebrał po trochu z każdej tematyki i problematyki jaką poruszył w powieściach i skomponował nam zestaw, w którym co bystrzejszy i uważniejszy czytelnik wyłapie masę nawiązań i smaczków.
Powinnam napisać kilka słów o każdym z opowiadań, ale ograniczę się do tych, które najbardziej zapadły mi w pamięć, w jakiś sposób mnie poruszyły. Mam nadzieję, że zachęcę Was tym do sięgnięcia po całość, bo książka jest bardzo ciekawą, w sumie osobistą, podróżą w przeszłość i teraźniejszość mistrza gatunku.
Na samym początku mamy krwiożercze auto na opuszczonym parkingu. Znajome? Według słów Kinga „130. kilometr” jest tchnięty duch „Christine”. I rzeczywiście. Co z tego, że jest króciutkie, co z tego, że konkrety przechodzą w konkrety, a akcja w akcję. Nie umniejsza to jakości. Po raz kolejny auto pożerające ludzi, co na zdrowy rozum jest materiałem na komedię, wzbudza dreszczyk i adrenalinę.
Jednym z kolejnych jest opowiadanie „Wredny dzieciak”, które leży w kanonie tych, które spodobały mi się najbardziej. Opowiedziane ustami mordercy oczekującego stracenia nabiera groźnego realizmu. Dlaczego zabił wrednego dzieciaka? Z zimną krwią i pełną premedytacją zastrzelił małego chłopca! Kim w ogóle jest dzieciak ciągnący za sobą łunę śmierci?
Problem moralności został poruszony w opowiadaniu pod tymże tytułem. „Moralność” mówi o przeciętnym amerykańskim małżeństwie z własnymi problemami, marzeniami i planami. Pewnego dnia ona otrzymuje propozycję zarobienia niezłej gotówki pod warunkiem, że dopuści się pewnego bardzo niemoralnego czynu. Obraz rozterek i późniejszych psychicznych dywagacji uderza w samo sedno zagadnienia przyzwoitości. Nasuwa się pytanie gdzie kończy się moralność a zaczyna hipokryzja.
Niezwykle urzekło mnie opowiadanie „UR”, nawiązujące do cyklu „Mroczna wieża”. Zagadnienie wielowymiarowości świata nurtuje nas od zawsze. Prawda, czy fikcja? Czy gdzieś w równoległej rzeczywistości prowadzimy inne życie, podejmujemy inne wybory? Podkreślę, że opowiadanie kręci się wokół ukochanej przeze mnie marki Kindle, a więc cieszyłam się na każdą wzmiankę.
„Pan Ciacho” jest pełną subtelnego piękna i niezwykłej wrażliwości historią o starości i odchodzeniu. Nie znałam tej delikatnej strony Kinga. To bardzo krótki tekst, ale zawiera niezwykle dużo emocji.
„Nekrologi”, które zabijają. Opowieść teoretycznie mrożąca krew w żyłach. Moc, znajdująca się w rękach zupełnie przeciętnego faceta bardzo chce się wyrwać spod kontroli. Skąd wziąć siłę, żeby jej się oprzeć? Opowiadanie nasunęło mi na myśl japońską mangę „Death note”. Motyw podobny, bardzo ciekawy. Na ile sposobów można wykorzystać możliwość bezkarnego uśmiercania ludzi i jaki wpływ ma to na poczucie moralności. Poważny temat ugryziony pod kątem groteski, dowcipu i kpiny.
Zbiór kończy się „Letnim gromem” czyli wizją końca świata. Wojna nuklearna nie trwała długo, za to odniosła efekt gwarantowany. Życie się ulatnia. Dzień po dniu na chorobę popromienną umierają ludzie i zwierzęta. I tutaj pan King mnie wzruszył. Poczułam autentyczną samotność i beznadzieję sytuacji. Żal po przyjacielu, poczucie krzywdy. Coś niesamowitego, bo to jedno z raczej krótszych opowiadań. Co więcej mamy zupełnie oryginalny obraz świata po apokalipsie. Jest piękny i nieskończenie doskonały.
Tak jak pisałam to tylko niektóre tytuły, ot garstka z całego zbioru. Czy podobały mi się wszystkie pozycje? Nie. Niektóre mnie nużyły, inne zupełnie nie przypadły do gustu. Większość jednak była fantastyczną przygodą. Każdy kto przeczyta choć jedną powieść Kinga bez problemu odnajdzie tu jego styl, klimat i tendencje do suspensu.
To co łączy wszystkie opowiadania to fantastyczne genezy, w jakich autor zamieszcza różne zabawne, pouczające i zupełnie przypadkowe sytuacje ze swojego życia, które zmotywowały go do napisania tego właśnie tekstu. Jak sam zachęca chce dzięki nim porozmawiać z czytelnikiem i rzeczywiście odnosi się wrażenie bardzo prywatnej pogawędki ze swoim idolem.
Nie zamierzam, choć może powinnam, przytaczać wszystkich tytułów, ale zamierzam każdy z nich polecić. Każdy ma swój przekaz i każdy bez względu na swoją obszerność zawiera masę akcji, emocji i jakiś morał. Mniej lub bardziej przydatny, ale najważniejsze, że nie są to puste treści. „Bazar złych snów” nie jest na siłę poupychanym zbiorem czegokolwiek. Stephen King wcale nie zamierza przechodzić na emeryturę. Może, jak sam pisze, refleks już nie ten, ale wyczucie nadal go nie opuszcza. Niech wydaje jak najwięcej i jak najczęściej, bo ani trochę nie boję się, że ilość przebije jakość.