XVIII-wieczny Paryż, światowe centrum mody i elegancji, jest miejscem, gdzie żyje bohater niezwykłej opowieści – osobliwy karzeł obdarzony niepospolicie wrażliwym zmysłem powonienia. Jan Baptysta Grenouille tworzy eliksiry do produkcji perfum, które są powszechnie uznawane za niedoścignione w swej wyszukanej wytworności. Jednak żadne go nie satysfakcjonują, geniusz zapachów marzy bowiem o wydestylowaniu wonności nad wonnościami z dziewiczego ciała kobiecego. Ta myśl każe mu szukać dziewczyny o idealnym zapachu.
opis z okładki
Mam nieodparte wrażenie, że gdy mowa o „Pachnidle”, czytelnicy dzielą się na dwie grupy.
Albo ktoś tę książkę kocha, albo nienawidzi. Osobiście, z pewnego rodzaju smutkiem muszę stwierdzić, że bliżej mi do tej drugiej zbiorowości. Jednak, choć nie do końca umiem zrozumieć wszystkie zachwyty sympatyków tej powieści, owszem, dostrzegam w niej pewne przebłyski i zalążki geniuszu.
Ale spokojnie. Nie tak szybko.
To, co poirytowało mnie już po przeczytaniu pierwszych kilkunastu stron to fakt, iż
autor zupełnie niepotrzebnie kontynuował pewne tematy, odchodził od meritum i opisywał losy bohaterów trzecioplanowych, co oczywiście nie wniosło absolutnie nic nowego do całej historii i głównego wątku. Fabuła stała się niesamowicie rozwlekła i zwyczajnie nudna, a ja, zamiast z zaciekawieniem chłonąć kolejne strony nie marzyłam o niczym innym, niż o odłożeniu książki na półkę.
Później
zaczął razić mnie również poziom absurdu niektórych scen. Doskonale zdaję sobie sprawę, że historia nie jest opowieścią realistyczną, wiele w niej metafor i ukrytych gdzieś na końcach stron, zagadek dla czytelnika. Wiem, że człowiek obdarzony nawet najwyśmienitszym zmysłem powonienia nie jest w stanie wyczuć woni z odległości kilkunastu czy kilkudziesięciu kilometrów oraz że nie da się wydestylować ludzkiego zapachu, ale o ile aromaty stanowią myśl przewodnią całego utworu i ich wszelkiego rodzaju przerysowanie ma według mnie sens, o tyle zupełnie nierealistyczne wydarzenia, przewidywanie przyszłości czy np. siedmioletnie życie w jaskini bez większego uszczerbku na zdrowiu, już nie do końca. Nie chcę wchodzić w szczegóły, aby zbytnio nie przesadzić i nie przemycić Wam tu jakiegoś spojlera, ale było kilka wątków, które zdecydowanie mi się nie spodobały, stopniowo psując mój odbiór całości utworu.
Ponadto motywy dokonywanych zbrodni mogłyby być bardzo silnymi atutami tej historii, gdyby tylko autor poświęcił im nieco więcej uwagi.
Niestety, ale morderstwa, których moglibyśmy spodziewać się już po tytule tej lektury, są jej nikłą częścią. Niezwykle nad tym ubolewam, ponieważ według mnie to niepotrzebnie zmarnowany potencjał. Zabierając się za czytanie nie oczekiwałam kryminału, ale samo stwierdzenie, że ktoś został zabity, nie zaspokoiło moich oczekiwań.
Zakończenie również wzbudziło we mnie ambiwalentnie odczucia. Z jednej strony jest metaforycznie ciekawym zwieńczeniem całej tej historii, z drugiej, podczas czytania, budziło we mnie sprzeciw, odrazę i uczucie, że jest to jednak zdecydowany przerost formy nad treścią.
„Pachnidło” jest dziełem, któremu nie sposób odmówić oryginalności fabuły. Autor podjął się zadania trudnego i ambitnego, a ja niezwykle to cenię.
Opisy zapachów i dopracowana, głęboka charakterystyka tytułowego mordercy, ratują cały wizerunek tej historii. Suskind opowiada nam niebanalne i olfaktorycznie piękne losy niezwykle inteligentniej i świadomej swojej wartości jednostki, a na tyle dobra kreacja głównego bohatera również jest czymś niełatwym do osiągnięcia.
" Teraz czuł już, że to człowiek tak pachnie, czuł zapach potu, dobywający się z jej pach, zapach przetłuszczonych włosów, zalatujący rybą zapach płci, i wdychał te zapachy z najwyższym upodobaniem. Jej pot pachniał tak świeżo jak morska bryza, przetłuszczone włosy tak słodko jak oliwa tłoczona z orzechów, jej płeć jak bukiet lilii wodnych, skóra jak kwiat moreli…, a połączenie wszystkich tych składników dawało w sumie pachnidło tak bogate, tak wyważone, tak urzekające, że wszystko, co Grenouille zdążył do tej pory w tej dziedzinie poznać, wszystkie konstrukcje zapachowe, jakie dla zabawy stworzył w swej wyobraźni, nagle stały się wprost niedorzeczne. Setki tysięcy zapachów zdawały się nic niewarte wobec tego jednego. Ten jeden zapach był wyższą zasadą, wedle której należało uporządkować wszystkie pozostałe. Był czystym pięknem."
Bardzo ciężko jednoznacznie określić, czy książka jest warta polecenia. Osobiście czytałam ją dość długo i niestety często była to czynność męcząca. Na pewno jest to historia oryginalna, ale do prawdziwego arcydzieła, wiele jej brakowało. Ostateczną decyzję pozostawiam więc każdemu z osobna i mam nadzieję, że jeśli ktoś zdecyduje się na sięgnięcie po tę książkę, stanie się osobą, która trafi do grona ludzi ją kochających.
" Zapach bowiem jest bratem oddechu. Zapach wnika do ludzkiego wnętrza wraz z oddechem i ludzie nie mogą się przed nim obronić, jeżeli chcą żyć. I zapach idzie prosto do serc i tam w sposób kategoryczny rozstrzyga o skłonności lub pogardzie, odrazie lub ochocie, miłości lub nienawiści. Kto ma władzę nad zapachami, ten ma władzę nad sercami ludzi."
http://skrzynka-pelnaksiazek.blogspot.com/2015/11/pachnido-h...