„Mówca Umarłych” to kontynuacja „Gry Endera”, która to w zależności gdzie szukać jest uznawana bądź za drugi (w Polsce) lub trzeci (USA) tom serii – i idzie przez to zwariować, ponieważ nie wiadomo co z tym fantem zrobić. Ale uznałam, że przeczytam jak w kolejności wydawał Prószyński i S-ka. Co tym razem przygotował nam autor?
Byłam w niezłym szoku, kiedy zaczęłam czytać „Mówcę Umarłych” ponieważ okazuje się, że akcja książki dzieje się ponad trzy tysiące lat później niż w „Grze Endera” i zaczynamy od nowych bohaterów, więc zastanawiałam się jakim cudem ma pojawić się tutaj Ender, ale z każdą kolejną stroną wszystko powoli się wyjaśniało. Ender tak jak obiecał, od trzech mileniów wraz z siostrą Val, szuka domu dla rasy, którą w dzieciństwie omal nie zgładził. W tej części polubiłam go z za jego spokój, opanowanie i umiejętności dochodzenia do prawdy. Pozostali bohaterowie byli także różnorodni i ciekawie wykreowani, ale zajęłoby za dużo czasu na opisanie każdego z nich.
Akcja książki nie pędzi, lecz płynie spokojnie. Powoli poznajemy tajemnice bohaterów i kolonii. W „Mówcy Umarłych” mamy szansę poznać kolejną ciekawą rasę kosmitów, nazwanych przez ludzi „prosiaczkami”. Autor opisuje wszystkie aspekty ich życia, a niektóre są naprawdę dziwne. Orson Scott Card z łatwością łączy w swojej powieści elementy fantastyczne ze zwykłymi ludzkimi dramatami.
W swoje łapki dostałam wydanie z 1992 roku, które dosyć ciężko się czytało poprzez drobną czcionkę. Jednak nie tylko to sprawiało trudności. Kłopotliwe dla mnie były dialogi w języku portugalskim, które w połowie nie były tłumaczone na język polski nawet w przypisach. Po drugie spamiętanie tych wszystkich dziwnych imion i ksywek używanych zamiennie było ciężko, dopiero pod koniec jakoś się w tym wszystkim odnalazłam.
Książki Carda mają swój unikalny charakter, który ciężko mi określić słowami, trzeba samemu je przeczytać, aby się przekonać na własnej skórze.
http://magiczneksiazki.blogspot.com/