Zanim Éric-Emmanuel Schmitt podbił serca czytelników na całym świecie, pisząc „Oskara i Panią Różę”, musiał od czegoś zacząć. Właściwie od stworzenia debiutu, do jego najsłynniejszej powieści, minęło 8 lat. Aż? Jedynie? Jak „Sekta Egoistów” prezentuje się na tle innych, późniejszych książek francuskiego pisarza? Czy zdoła się obronić? A może to debiut, który ciężko nazwać udanym i z jakiegoś powodu aż do teraz w naszym kraju nie ukazało się jego tłumaczenie?
Wydana przez Wydawnictwo Znak LiteraNova powieść poszczyć się może okładką utrzymaną w takim samym stylu, jak reszta pozycji pisarza, które zostały wydane w ciągu ostatnich lat w Polsce. Na ciemnym, czarnym tle, prezentuje się model przebrany za szlachcica, ze spuszczoną głową, z zamkniętymi oczami. Jego rysy twarzy sprawiają wrażenie, że ciężko patrzeć na niego, jak na szlachcica z epoki – raczej czujemy w nim przebierańca, coś nieautentycznego. Muszę przyznać, że tęsknię za okładkami, które zdobyły np. „Pana Ibrahima i Kwiaty Koranu”; ich minimalizm, pastelowe kolory zdecydowanie bardziej do mnie przemawiały.
Gerard jest badaczem, pisze pracę na temat językoznawstwa w średniowieczu. Pewnego wieczoru, zmęczony kolejnym posiedzeniem w bibliotece, postanawia przeczytać coś na… chybił trafił. Natrafia na starą książkę, a w niej na wzmiankę o tajemniczym założycielu Sekty Egoistów. Jednak, gdy pragnie zagłębić się w temat, okazuje się, że wszelkie źródła milczą na ten temat – może ta postać Gasparda Languenhaerta nigdy nie istniała? Może jest jedynie wytworem wyobraźni? Czym była więc owa sekta egoistów? Gerard wpada w obsesję – przemierza całą Europę w poszukiwaniu informacji o nieznanym filozofie. Zaczyna przy tym zapominać o otaczającym go świecie.
Sięgając po utwory stworzone przez Schmitta należy przygotować się na pewnego rodzaju powiastki filozoficzne, niekiedy przypowieści. Również w takiej konwencji została utrzymana „Sekta Egoistów”. W tym zakresie można mówić o pewnej konsekwencji autora – krótkie utwory prozaiczne, będące na pograniczu gatunków, towarzyszą mu jak widać od samego początku twórczości i nie rozstaje się z nimi na dłużej niż rok.
Debiutancka powieść Schmitta to książka o szczęściu oraz, tytułowym, egoizmie. Jak zdecydować, kiedy własne, osobiste szczęście przestaje być najważniejsze? Kiedy zbyt mało czasu zwracamy uwagę na innych, otaczających nas ludzi, nie czujemy się przez to od razu bardziej nieszczęśliwi? Jaki wpływ na nasze samospełnienie mają relacje z naszymi najbliższymi? Czy da się żyć egoistycznie i szczęśliwie? To ważne pytania, na które francuski autor nie znajduje jedynej, właściwej odpowiedzi. Jak zawsze proponuje jakieś recepty, jakieś rozwiązania, szuka najlepszej drogi, lecz nie stara się być w swoim osądzie bogiem i władcą.
Dużo miejsca, w drugiej części utworu, Schmitt poświęca rozważaniom na temat religii, istnienia Boga. Zanim francuski pisarz nawrócił się na chrześcijaństwo, przez wiele lat był agnostykiem. W odniesieniach do różnych koncepcji filozoficznych, które odnaleźć można w "Sekcie egoistów" można dostrzec kontemplację autora na temat istnienia siły wyższej. W tych fragmentach odczułam, że to książka niezwykle osobista (w końcu debiut), emocjonalna, rozliczająca się z własnymi poglądami, a także swego rodzaju poszukiwanie swojej drogi.
W tej powieści nieważne są tak naprawdę wydarzenia, jedynie podróż w głąb siebie, refleksja na temat prób dotarcia do swojego prawdziwego ja, emocjonalne (i nie tylko) konsekwencje egoizmu czy narcyzmu. Jak zwykle Schmitt zaskakuje nieoczywistym zakończeniem, puentą, którą, podejrzewam, można interpretować w różnoraki sposób.
Przytaczanie różnych opowieści, fragmentów pamiętników czy ksiąg, mieszanie ich z pierwszoosobową narracją Gerarda – niekiedy potrafi wybić czytelnika z rytmu. Dwu- lub trzykrotnie złapałam się na tym, że nie wiedziałam, czy tym razem czytam jakąś relację ze spotkania z filozofem, którą Gerard znalazł w jakiejś książce, czy może sam snuje swoje dywagacje.
„Sekta egoistów” to krótka powieść, która nie jest zbyt odkrywcza, jeśli chodzi o literaturę w ogóle, lecz pokazuje sam początek drogi znakomitego francuskiego pisarza-myśliciela. Ta pozycja połechta oraz zachęci przede wszystkim fanów Erica-Emmanuela Schmitta, lecz na tle podobnych utworów, które wyszły spod pióra Francuza, ten po prostu nie wyróżnia się swoim kunsztem. Ot, smaczek dla koneserów twórczości pisarza oraz fanów krótkich fabuł filozoficzno-teologicznych.
http://recenzent.com.pl/1/recenzja-ksiazki-sekta-egoistow-er...