Tom to czternastolatek, który uwielbia grać w gry komputerowe. Chłopak nie ma łatwego życia – wychowuje go ojciec hazardzista i alkoholik, co noc znajdują się innym kasynie, przez co Tom zaniedbuje szkołę, ale nawet pomimo tego, jest bardzo bystrym dzieciakiem. Pomimo swojego młodego wieku, wie czego chce, jest świadomy tego, że świat nie jest idealny oraz to, że starsi próbują nim nawet manipulować i robi im zazwyczaj na przekór, za co go serdecznie polubiłam.
Książka w pewnym stopniu przypominałam mi „Grę Endera”, ponieważ i tu i tam mamy do czynienia z nastoletnimi wojownikami, ale na tym chyba by to podobieństwo się skończyło, ale nie mogłam się od tego wrażenia powstrzymać. Autorka wykreowała bardzo ciekawy świat, którym rządzą ogromne korporacje, a wojny nie toczą się już na Ziemi, tylko poza nią. Również wątek procesorów neuronowych wszczepianych do mózgu był interesujący, ale zarazem i przerażający. Bo czy poddalibyście się takiej operacji, po której możesz uzyskać niesamowite zdolności i wiedzę, ale także praktycznie każdy będzie mógł wpłynąć na to jak się zachowujesz, przez co cię kontrolują w 100%?
Akcja książki nie pędzi w zawrotnym tempie, ale i tak czytało się ją szybko. „Insygnia. Wojny światów” wciągnęły mnie w swój świat już od pierwszych stron. Można znaleźć w niej fragmenty, które zaskakują, albo też i takie, które są przewidywalne. Dużym plusem jest humor, czasami nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu, ponieważ niektóre sytuacje były przekomiczne.
S. J. Kincaid jak na swoją pierwszą powieść spisała się dobrze i jestem niezmiernie ciekawa co przygotowała w następnym tomie.
http://magiczneksiazki.blogspot.com/