Greg Egan jest autorem, którego należy kojarzyć z nurtem hard sf. „Stan wyczerpania” – trzecia powieść Australijczyka, aczkolwiek napisana w przeważającej mierze językiem bardzo przystępnym, nie pozostawia wątpliwości co do przynależności podgatunkowej. Egan zaczyna w iście Hitchcockowskim stylu, ale kończy idyllicznie. Cały tekst nie przedstawia się tak znakomicie jak młodsze o dekadę „Ślepowidzenie” Petera Wattsa, co nie zmienia faktu, że warto go poznać, albowiem zawiera garść całkiem świeżych pomysłów i jeszcze więcej niebanalnych przemyśleń.
Trzęsienie ziemi na wstępie to opis reanimacji zwłok ofiary zabójstwa. Tak, nowoczesna, wysoce rozwinięta medycyna daje taką możliwość, choć wskrzeszenie jest – niestety – tymczasowe; w ciągu dość krótkiego czasu policja ma nadzieję dowiedzieć się czegoś ważnego o okolicznościach morderstwa. Cały proces, za pomocą wszczepionego sprzętu i nowoczesnego oprogramowania, rejestruje dziennikarz Andrew Worth. W szpitalu dochodzi do dziwnego zdarzenia – podczas przesłuchiwania ożywiony mężczyzna zaczyna zdawać sobie sprawę ze swojej sytuacji. Co czuje człowiek, do którego świadomości dociera, że przywrócono mu życie na kilka chwil, tylko dla złożenia zeznań? Czy słowo „szok” jest wystarczające?
Myli się ten, kto sądzi, ze fabuła powieści podąży dalej tą interesującą drogą. Worth, zmęczony tematyką reportaży z cyklu „Śmieciowy DNA”, chwyta się nowego tematu, a właściwie podkrada go innej pracowniczce sieci SeeNet. Nasz bohater leci do Bezpaństwa – anarchistycznej wyspy na Pacyfiku, gdzie na wielkim, naukowym zjeździe spotkają się najznamienitsi następcy Einsteina. Tam ma nakręcić program o laureatce Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki kwantowej, pani Violet Mosali. Na konferencji fizycy przedstawią koncepcje Teorii Wszystkiego (TW) – swoistego jądra wiedzy, klucza czy raczej czegoś w rodzaju fundamentu poznania wszechrzeczy, a Mosala wydaje się być najważniejszym prelegentem.
Sztucznie stworzona, koralowa wyspa anarchosyndykalistów, bojkotowana przez większość krajów i potężną korporację biotechnologiczną, stanowi cud ludzkiej wiedzy i umiejętności – dzięki nieustannie trwającym procesom Bezpaństwo utrzymuje się na oceanie i ma się całkiem dobrze. Przybywają tu także przedstawiciele dziwnych organizacji, zwanych Kultami Ignorancji, które zdecydowanie sprzeciwiają się formułowania TW i dają temu wyraz w ulicznych manifestacjach. Tajemniczy aseks, czyli bezpłciowiec, informuje dziennikarza o śmiertelnym zagrożeniu życia Mosali. Andrew tworzy materiał o noblistce i wplątuje się w poważną intrygę, bazującą na teoriach naukowych wkraczających na poziom tworzenia wszechświata i jego całkowitego zniszczenia. Kto chce śmierci fizyczki i dlaczego? I co ma z tym wszystkim wspólnego Stan Wyczerpania – choroba o niewytłumaczalnym podłożu, rozprzestrzeniająca się po świecie w coraz szybszym tempie?
Ważnym składnikiem obrazu przyszłości są u Egana biotechnologiczne cuda, jak wspomniana wyspa czy ulepszona zieleń miejska oraz bardzo zaawansowane medycyna i technologia informacyjna. Wśród wynalazków XXI wieku niemałą rolę w życiu Wortha (i pewnie wielu pracoholików) odgrywa farmako – urządzenie zdolne do produkcji farmaceutyków, dostosowanych do indywidualnych potrzeb i kondycji właściciela. Tabletki, plastry z blokerami melatoniny lub odpowiednią dawką tego hormonu po to, by regulować rytm dobowy? Proszę bardzo. Z farmako nawet pogadać sobie można. Z pomniejszych ciekawostek: najwyraźniej zrezygnowano z alkoholu, zastępując go mniej szkodliwym preparatem o podobnym działaniu, a o zawartej w kawie kofeinie główny bohater nie wyraża się pochlebnie, nazywając ją „brutalnym stymulantem”. Dzięki cybernetycznym modyfikacjom dziennikarstwo wkroczyło w nowy wymiar, bo pojedynczy człowiek ma szansę szybkiego zdobywania, gromadzenia i przetwarzania informacji (program o nazwie Syzyf) oraz nakręcenia materiału wraz z pełną i fachową obróbką (oprogramowanie typu Świadek). W „Stanie wyczerpania” nie mamy do czynienia z cyberpunkiem w klasycznej, RPG-owej postaci, ale jego elementy są w powieści dość wyraźne, bo oprócz wczepów w książce pojawia się maszyna bojowa w postaci siejącego postrach roboto-owada.
Część ludzi świadomie ucieka od najbardziej pierwotnego instynktu – seksualności w trzecią płeć. Jak widać australijski pisarz wyprzedził pod tym względem „Perfekcyjną niedoskonałość” Dukaja i „Rzekę bogów” McDonalda. Tak radykalny krok, bo polegający także na amputacji narządów płciowych dla książkowego aseksa oznacza uniknięcie rozczarowań i niepowodzeń wynikających z relacji damsko-męskich i nieudanych związków. Odmienną formę ucieczki preferują Dobrowolni Autyści (DA), postrzegający częściowy autyzm nie w kategoriach choroby, ale jako alternatywny styl życia. Zlikwidowanie konkretnej strefy w mózgu ma dać im uwolnienie od sieci zależności i różnych rodzajów kłamstw, na których opierają się kontakty międzyludzkie. Pewien bogacz zapragnął czegoś z zupełnie innej beczki – trwałej, dziedzicznej zmiany we własnym kodzie genetycznym, dającej między innymi odporność na wszelkie drobnoustroje chorobotwórcze. Bezpłciowcy, grupy lobbingowe pokroju DA, a także milionerzy z pragnieniem odcięcia się od motłochu (w taki lub inny sposób), stanowią integralną część świata połowy XXI wieku.
Pisząc „Stan wyczerpania” Egan inspirował się wieloma pracami naukowymi (kilka z nich wymienia na końcu) i dlatego niektóre fragmenty, pełne fizyki teoretycznej, mogą wprawić w zakłopotanie czytelnika o umyśle humanistycznym. Jak już nadmieniłem na wstępie nie jest jednak tak źle, a obok pogmatwanych wywodów znajdziemy w książce sporo rzeczy opartych na nauce, ale w stu procentach przyswajalnych. Do tego kilka szczypt sensacji, trzeźwe spojrzenie na homo sapiens, pochwałę racjonalizmu oraz chęci poznawania i rozgryzania rzeczywistości. Pisarz daje do zrozumienia, że chociaż świat jest zawiły i dziwny, to jednak harmonijny i poznawalny, więc nie powinniśmy uciekać od wiedzy i chęci wytłumaczenia otaczających nas zjawisk. A człowiek? Człowiek to umierająca maszyna z komórek i cząstek, ale przecież taka świadomość nie musi oznaczać szaleństwa. I tylko dziwi mnie niemalże sielankowa wizja społeczeństwa, w którym anarchosyndykalizm sprawdził się w praktyce jako „ustrój” dla miliona ludzi (tego rodzaju ideologie świetnie wyglądają tylko w teorii). Epilog… Cóż, w epilogu Egan za bardzo polukrował – poszedł w duży optymizm, łamanie granic przez ludzkość i jakąś nową erę…
Zapraszam także na blog:
http://jareckr.blox.pl/html