"Mamo! Mamusiu! Anioły fruną po niebie!" Już te pierwsze słowa powieści Doroty Terakowskiej wprowadzają nas w przepojony tajemniczością świat małej Ewy. Ewa ma pięć lat. Jest spokojnym, mądrym dzieckiem, nie stwarzającym problemów swoim wiecznie zajętym rodzicom (mama wciąż rzeźbi, a tata jest naukowcem - informatykiem, dla którego świat wirtualny jest bardziej prawdziwy od realnego). Można nawet zaryzykować twierdzenie, że Ewa jest dziwnym dzieckiem. Bo czy ktoś widział pięciolatkę, która potrafi sama sobie zorganizować czas, nie marudzi, nie zanudza rodziców pytaniami. A taka właśnie była Ewa. Tylko babcia okazywała jej większe zainteresowanie, więc to właśnie z nią łączyła dziewczynkę szczególna więź. To babcia także powiesiła nad jej łóżeczkiem "kiczowaty" obrazek przedstawiający Anioła Stróża przeprowadzającego dwójkę dzieci przez kładkę nad przepaścią. I tego dnia kiedy Ewa wbiegła do pokoju mamy krzycząc, że Anioły fruną po niebie, a nie doczekawszy się zainteresowania z jej strony, pobiegła za nimi aż do lasu, babcia odnalazła obrazek rzucony na ziemię, a Anioł był całkowicie zniszczony. Tylko nigdzie nie było dziewczynki. Dorośli znaleźli ją w kłusowniczym dole. A obok niej leżało wielki, białe pióro.
Co zobaczyła mała Ewa nad lasem? Dlaczego od tego dnia często ulegała różnym mniej lub bardziej niebezpiecznym wypadkom? Kim jest Bezdomny, który pojawił się w okolicy zaraz po wypadku Ewy? Dlaczego na gałęzi przed oknem dziewczynki siada wielki czarny ptak?
Dorota Terakowska prowadzi swoją narrację na dwóch płaszczyznach. Jedna - to historia małej Ewy. Druga - to opowieść o losach białego Anioła Ave oraz czarnego Anioła o imieniu Vea. Te dwie opowieści przenikają się nawzajem, gdyż jak łatwo się domyślić Ave jest Aniołem Stróżem Ewy.
"Tam gdzie spadają Anioły" to ciepła powieść o miłości, przyjaźni, o zawiłościach i meandrach ludzkiego losu, o nieszczęściu, chorobie, cierpieniu, o wzajemnej bliskości, niesieniu pomocy. Dorota Terakowska pokazuje nam, że w życiu ważne są wszystkie chwile: te radosne, pełne optymizmu, szczęścia, i także te trudne, przynoszące ból, cierpienie, rozpacz. Jej powieść możemy także odczytać jako współczesną powiastkę filozoficzną zawierającą rozważania na temat Dobra i Zła istniejącego w świecie.
Dobro i Zło jest nierozłączne, jedno nie może istnieć bez drugiego.
"Albowiem Dobro osiąga siłę tylko wtedy, gdy świadomie walczy ze Złem. Dobro nie wystawione na pokusy traci na wartości, jest jak fałszywe złoto." (s. 75)
"Dobro musi być świadomym wyborem, a nie jedyną możliwością." (s. 77)
"A my bez was ulegamy zwyrodnieniu, a zwyrodniałe Zło, nieograniczone walką z Dobrem, jest groźne i obrzydliwe." (s. 91)
Innym ważnym problemem poruszanym przez autorkę jest odwieczny konflikt wiary i rozumu, który w czasach rozwoju cywilizacji jest nie mniej, a może nawet bardziej aktualny. Jeden z bohaterów powieści, ojciec Ewy, w obliczu niespotykanych i niecodziennych wydarzeń, o które "potyka" się jego racjonalizm mówi:
"Nigdy nie traktowałem serio niczego, czego się nie da zważyć, zmierzyć, rozłożyć na atomy i precyzyjnie opisać. A może jednak istnieją zjawiska i rzeczy, których nie da się zbadać naukowymi metodami?" (s. 114)
"Sensem wiary jest bezgraniczna ufność, a sensem wiedzy są dowody. Wiara jest tam, gdzie nie ma dowodów." (s. 137)
O tym przekonali się bohaterowie powieści, a przede wszystkim rodzice Ewy. Ich życie bardzo się zmieniło. Zrozumieli prawdy, które były dla nich ukryte. Zrozumieli także, że prawdziwe człowieczeństwo kształtuje się w cierpieniu. Ale poznali też co oznacza słowo nadzieja. Tak jak Dobro nie może istnieć bez Zła, tak odwiecznym towarzyszem cierpienia jest nadzieja.
Co tu dużo mówić znów zakochałam się w książce pani Doroty. Najpierw była "Poczwarka", teraz powieść o Aniołach. Pokochałam ciepło i optymizm jej powieści. Bo chociaż pisze o chorobie i cierpieniu to jej utwory nie są przygnębiające, a właśnie niosą człowiekowi pociechę. Pokazują jak piękny może być świat, napawają nadzieją, radością i optymizmem. Zawierają i budzą wiele pozytywnych emocji.