Tam, gdzie mieszkają zombie

Recenzja książki Wyspa zombie
Najpierw była moda na wampiry – pamiętacie: świecące, zabawne, krwiożercze, przystojne, zabójcze, odporne na to i owo. Ale przyszedł czas, że do akcji wkroczyły zombie. Nie tylko na ekranach, także w literaturze. Najczęściej zwane „żywe trupy” kojarzą nam się z potworami chcącymi pożreć mózgi żywych ludzi. Stereotyp jakich wiele. A czy zastanawialiście się chociaż raz, skąd się biorą zombie? Może to nie takie typowe pytanie, jak skąd się biorą dzieci, ale przynajmniej kilku osobom takie pytanie nasunęło się na myśl. Intrygującą koncepcję prezentuje Øystein Stene w swojej książce „Wyspa zombie”. Nietypowa opowieść, nieco nudnawa, ale przedstawia dość ciekawą historię wyspy, na której dzieje się wiele dziwnych rzeczy. I z pewnością rzucają zupełnie inne spojrzenie na stworzenia, jakimi są zombie…

Gdzieś pośrodku Atlantyku leży wyspa Labofnia – miejsce, o którym nic nie wiadomo, nie ma swojego miejsca na mapach. Służby Ameryki i Europy starają się, by jej położenie ukryć przed oczami i uszami postronnych ludzi. Mieszkańcy tej wyspy są bowiem inni niż przeciętny człowiek – mają słaby puls, niską temperaturę ciała, poruszają się mozolnie i nie oddychają. Do tego dziwnego społeczeństwa trafia rozbitek Johannes van der Linden. Nie ma pojęcia, skąd się wziął, nie ma żadnych wspomnień. Musi dostosować się do panujących tam reguł, dopasować do środowiska. Wkrótce jednak odkrywa wiele tajemnic, które przyczynią się do jego przyszłości i przyszłości całej wyspy.

Chociaż na co dzień nie gonię za tematyką podobną do zombie, to książka wydała mi się dość intrygująca. I nie pomyliłam się, ponieważ okazała się dość ciekawym doświadczeniem. Trudno było jednak przebrnąć przez pierwsze strony – akcja bowiem rozkręcała się z takim mozołem, że powoli traciłam jakąkolwiek nadzieję na coś wartego uwagi, coś bardziej wciągającego. Jednak po słabym początku nadeszła pora na mocniejsze brzmienie i każda kolejna strona była dla mnie nowym odkryciem. Po jakiś stu stronach fabuła wyglądała coraz ciekawiej: autor wplatał w nią coraz więcej intrygujących wydarzeń i tajemniczych doniesień; główny bohater stał się bardziej zdecydowany i bardziej zdecydowane były jego działania. Ale nie tylko akcja przybrała tempa, również coraz to nowsze i ciekawsze fakty pojawiały się w książce. Teoria autora na temat zombie zaczęła powoli nabierać sensu, a finał na szczęście okazał się dobry. Patrząc na całokształt to książka niestety jest lekko nudnawa, ale spojrzenie pisarza na topową ostatnio postać zombie rekompensuje w pewien sposób nasze oczekiwania. Potrzeba jedynie więcej cierpliwości, by poznać całkowity sens tej historii.

Powiedziałam o niej „intrygująca”, bowiem swoją koncepcję autor nie buduje jedynie na opisie wyspy i jej mieszkańców. Książka zawiera częściowo wpisy historyczne, które splata z Labofnią i jej lokatorami. Tworzy tym samym archiwum, dzięki któremu nasza wiedza na temat tej wyspy jeszcze bardziej się poszerza. Poznajemy zatem punkt widzenia nie tylko mieszkańca Labofni w postaci Johannesa van der Lindena, ale zwykłych ludzi, którzy badają i odkrywają „nietypowe” ich zachowania; co czują, jak sobie z tym radzą i w jaki sposób doszli do określenia ich słowem ‘zombie’. Brzmi jak dobry wstęp do apokalipsy, ale z pewnością nadaje tej powieści charakter.

„Wyspa zombie” to przez wielu określana niesamowitą książką, również przez sporą część została porzucona w środku lektury, określając ją gniotem i nieporozumieniem. Prawdą jest, że każdy z nich ma w tym trochę racji. Autor stworzył intrygującą historię, która na mnie osobiście zrobiła wrażenie, jednak trudno było od samego początku zapałać do niej sympatią. Akcja toczyła się w tempie powolnych mieszkańców Labofni, w której trudno było się odnaleźć. Jedynie cierpliwość i ogromna ciekawość pozwoliły mi dokończyć historię, która ostatecznie okazała się dobrym pomysłem. Jest zdecydowanie interesującym spojrzeniem na zombie, jednak polecam jedynie mocno zdeterminowanym czytelnikom. Zbyt wielkie oczekiwania mogą okazać się zgubą…
0 0
Dodał:
Dodano: 20 IX 2015 (ponad 9 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 185
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Jadźka
Wiek: 31 lat
Z nami od: 08 III 2012

Recenzowana książka

Wyspa zombie



Labofnia. Wyspa ukryta przed resztą świata gdzieś pośrodku Atlantyku. Nie figuruje na żadnej mapie, nie istnieje w żadnych wspomnieniach. Służby wywiadowcze Ameryki i Europy robią wszystko, by nikt nie dowiedział się o tym miejscu. Mieszkańcy Labofni odznaczają się niecodziennymi cechami. Ich ciała znacznie różnią się od ciał ludzi: niższą temperaturą, słabszym pulsem, zesztywnieniem, spowolnioną...

Ocena czytelników: 4.16 (głosów: 3)
Autor recenzji ocenił książkę na: 4.0