W poprzednich tomach mieliśmy do czynienia z opisami XVIII-wiecznej Francji czy Szkocji, teraz przenosimy się do Ameryki na początku jej istnienia. Poznajemy plemiona Indian czy urokliwe krajobrazy jeszcze niezniszczonego kontynentu.
W "Jesiennych werblach" spotykamy się częściej z Brianną oraz Rogerem, a nie tylko z Claire i Jamiem. Bardzo polubiłam tych młodych bohaterów. Bree podziwiałam za jej upór (to odziedziczyła po rodzicach) oraz to, że potrafiła wybaczać nawet największe krzywdy. Rogera z kolei za to, że dotrzymywał słowa oraz potrafił się poświęcić. Mam nadzieję, że w kolejnym tomie ponownie pojawi się postać Iana, gdyż bardzo mi było przykro, gdy musiał odejść (ale nie na ten drugi świat).
Książkę, pomimo jej ogromnej objętości, czyta się szybko i na prawdę przyjemnie przez co ciężko się od niej oderwać. Zdarza się kilka fragmentów, w których akcja przyspiesza i dzieje się coś niebezpiecznego, ale większość powieści jest statyczna (ale, oczywiście, nie znaczy to, że jest nudna, to na pewno nie). Niektóre sytuacje prowadziły do pojawiania się na mojej twarzy szerokiego uśmiechu. Nie mogę się doczekać kolejnego tomu. Mam nadzieję, że będzie równie dobry jak ten, a nawet lepszy.
http://magiczneksiazki.blogspot.com/