W małym, spokojnym miasteczku znajduje się stara willa. Jest otoczona pięknym ogrodem, wypełnionym kwiatami i drzewami lipy. Wypoczywa w nich kilka kuracjuszek, które przyjeżdżając każdego lata zdążyły się ze sobą mocno zaprzyjaźnić. Jej właścicielką jest madame Lili, ekscentryczna staruszka, w jakiś dziwny sposób przyciągająca kobiety. Każda z pań ma swoje wady i zalety, każda jest inna, ma swoje problemy i swoje życie, ale w czasie sielskiego okresu spędzonego w willi, zapominają o całej prozie życia.
Aż...
Aż mija dwadzieścia lat.
Kobiety już dawno przestały przyjeżdżać, ogród zdziczał, a Lili zamknęła się przed światem. Samotne dni, spędzane w towarzystwie niewiele młodszej od siebie i równie ekscentrycznej służącej odbijają się echem w jej sercu.
Monotonie i jednostajność dnia codziennego zakłóca przyjazd Ady.
Ada jako dziewczynka, a później nastolatka, spędzała wraz z matką każde wakacje w willi madame Lili. Z jakiegoś powodu pojawia się dwadzieścia lat później niemal bez zapowiedzi i mimo upływającego czasu nic nie wskazuje na to, żeby chciała wyjeżdżać. Historia dopełnia się, kiedy Ada sprowadza swoją przyjaciółkę z dziecięcych lat, Kalinę. Kalina jest niespełnioną artystką, która straciła wszystko, co można było stracić. Zaprzepaściła wszystkie szanse i nie pozostała jej żadna nadzieja na lepsze jutro.
Co trzy samotne i nękane przeszłością kobiety zrobią ze sobą i swoim czasem? Stoczą bitwę ostateczną.
"Puste pokoje. Dwa słowa, ile treści."
Fabuła książki opiera się na wspomnieniach. Trzy kobiety stojące w przełomowych momentach swojego życia zaczynają snuć przeszłość. I słowo snuć jest tu najbardziej na miejscu. Od chwili, kiedy już wszystkie trzy znajdują się w willi czas staje w miejscu, a sprawy praktyczne przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Nieważna jest przyszłość, teraźniejszość traci ostrość. Najpierw należy się rozprawić z przeszłością.
Ada i Kalina wspominają wspólnie spędzony czas. Dwie dziewczynki były nierozłączne. Jedna szalona i spontaniczna, druga wyważona. Uzupełniały się i wspierały, chociaż były razem tylko przez okres kilku wakacji z rzędu. Lili również miała taką przyjaciółkę. Straciła ją przez zdradzoną miłość. Nie odzyskała, bo obie były zbyt uparte, żeby zrobić ten pierwszy krok.
Kobiety snują sen o swoich wspólnych chwilach sprzed dwudziestu lat. Później każda w zaciszu własnych myśli dokonuje analizy tego, co się działo, jakie losy ich spotkały po rozstaniu. Każda robi własny rachunek sumienia, stając twarzą w twarz z największymi radościami, smutkami, sukcesami i porażkami, jakich doświadczyły. Jak się okazuje życie bywa słodkie, ale nigdy nie jesteśmy w stanie przejrzeć planów, jakie ma wobec nas.
"[...] zadałam sobie jedno pytanie: Co się stało z czasem, który zmienił dziecko w dojrzałą kobietę? I natychmiast udzieliłam sobie odpowiedzi: Nic się z nim nie stało. Po prostu minął."
"Złoty sen" jest niezwykle specyficzną, pełną nostalgii i żalu za straconym książką. Dlaczego specyficzną? Bo wbrew wszystkiemu nie przygnębia tak bardzo jak mogłoby się zdawać. Jest smutna, wymusza pewne refleksje, pozostawia po sobie gorycz za minionym, ale mimo to daje nadzieję na to, że coś jednak czai się w przyszłości i to coś może nie być takie złe.
Samotność w tym przypadku nie była wrogiem. Była tłem powieści, przyjacielem pozwalającym zebrać myśli. Trzy kobiety zatrzymały się na progu życiowej zmiany, żeby przeanalizować to, jak do tej pory żyły i co przez to osiągnęły. Jeśli zrobią krok w przód wszystko się zmieni, czas ruszy z miejsca, a wydarzenia popłyną swoim biegiem. Dla każdej będzie to oznaczało zmianę. Lili będzie musiała się pogodzić z tym, co nieuniknione, Ada odda się przeznaczeniu któremu uciekła, a Kalina w końcu stawi czoło rzeczywistości. Ale póki snują swoje złote sny zegarek ani drgnie.
Nie wiem czy książka jest odpowiednia na wesołe słoneczne dni, ale zdecydowanie jest warta zanurzenia się w niej. Bo to się właśnie dzieje, kiedy zagłębiamy się w fabułę. Kiedy Lili prowadzi swój monolog dla ukochanej przyjaciółki słyszymy szum wiatru w gałęziach drzew i skrzypienie starej werandy. Wspomnienia Ady napełniają nas zapachem kwitnących lip i grozą skrywanej przez nią tajemnicy. Kalina wprowadza chaos. Chaos jest naznaczony niepokojem, a nawet histerią. Buńczuczny charakter niespełnionej artystki jest maską dla strachu przed tym, co było i co ma nastąpić.
"Teraz świat stał się taki mały, Arleto. Taki dostępny dla wszystkich. Wszystko jest osiągalne dla każdego, mimo to ludzie gubią się chyba w tym świecie jeszcze bardziej niż dawniej."
Powieść mimo że piękna i poruszająca nie nadaje się dla każdego. Uczciwie ostrzegam, że to dosyć ciężka lektura, często przygnębiająca i mocno refleksyjna. Przerabiając ją w piękne słoneczne dni niejednokrotnie czułam znużenie ponurymi barwami, jakimi poprzeplatane są wesołe wspomnienia bohaterek. Barwami ciemnego, jesiennego złota. Jednocześnie gorąco zachęcam, bo to wspaniała, przeszywająca smutkiem i wprawiająca w melancholijny nastrój historia. Uświadamia, że życia choćby trwało nie wiadomo jak długo we wspomnieniach jest tylko króciutkim błyskiem, małą ulotną chwilą, która już nigdy się nie powtórzy.
Grażyna Jeromin-Gałuszka przenosi nas do zupełnie innej epoki. Jej kreacja świata, złożoność każdego z bohaterów i elegancki język, szybko biorą we władanie nawet najbardziej oporną wyobraźnię. Niepowtarzalny klimat tylko potwierdza wyjątkowy kunszt autorski.
Książka na pewno zaspokoi potrzeby czytelnika wymagającego, lubiącego wielowarstwowość fabuły i mądrość ukrytą w najbardziej banalnych wypowiedziach. Takiego, co to nie boi się zatrzymać na chwilę w czasie i rozwiać mgieł nad starą willą.
A wszystko to odbywa się w czasie potrzebnym na wyszycie dwunastu obrusów...
"Miałaś rację, Lili... To taki piękny sen, gdy wszystko wokół zasypia w jednej chwili. Tylko ja nie śpię."