Współczesne realia coraz bardziej dają mi do myślenia, a także skłaniają do porównywania dawnych czasów z dzisiejszymi. Często zatracając się we współczesności zapominamy co wydarzyło się kiedyś, zapominamy o tych co walczyli o naszą wolność i w pewnym sensie o nasze życie, bo gdyby zginęli nasi dziadkowie, rodzice, to dziś by nas nie było. Zwracamy uwagę na to co mało ważne, zatracając się we własnym egoizmie, ale mało kto chce pamiętać przeszłości. Dla mnie osobiście to smutne, ale na szczęście powstają takie publikacje, jak powyższa. Książka jest zaskakująca, gdyż opowiada o realiach powstańczych, czy wojennych, ale z punktu widzenia uczestniczek powstania. Do tej pory w publikacjach stricte historycznych o rolach kobiet w działaniach wojennych było naprawdę niewiele, a przecież kobiety pełniły równie ważne funkcje co mężczyźni, najczęściej były łączniczkami, bądź ratowały życie, jako sanitariuszki.
"Dziewczyny z powstania" to zbiór jedenastu historii, które opowiedziane są przez kobiety - uczestniczki powstania. Każda z nich powraca do bolesnych, czasem już zatartych wspomnień. Sławka, Halinka, Rena, Zosia, Blizna, Anna, Marzenka, Jadwiga, Teresa, Dora, Irena, kobiety te wywodzą się z różnych grup społecznych, są w różnym wieku, ale łączy je jedno powstanie i data 01.08.1944. Każda z nich przedstawia ten dzień ze swojej perspektywy, dzięki czemu do czytelnika dociera różnorodny wachlarz emocji, ale też odbiorca bardziej staje się świadomy tego co się wydarzyło. Każda z nich też pełniła inną rolę w powstaniu, bowiem były łączniczkami, sanitariuszkami, żonami, czy świeżo upieczonymi matkami i troiły się, a by ich dziecko przeżyło. Wszystkie kobiety nie były przygotowane na 63 dni walki o przetrwanie, życie swoje i bliskich, strachu, na 63 dni widoku walczących, rannych, krwi, zabitych, jak i na 63 dni głodu, nędzy
i modlitwy, aby ten koszmar się skończył. Mimo to, dziś bez wahania mówią, iż do powstania poszłyby jeszcze raz. Taka postawa świadczy o tym, że kochają ojczyznę ponad wszystko, ale to także świadectwo poświęcenia, odwagi, waleczności, jednymi słowy wielkiego bohaterstwa.
"Do Powstania poszłabym raz jeszcze. Bez najmniejszego wahania. Nie zrozumie tego nikt, kto nie przeżył okupacji."
Publikacja "Dziewczyny z powstania" sprawia, iż czytelnik staje się świadkiem nalotów bomb, wybuchów granatów, porodów w prymitywnych warunkach, śmierci dzieci, codziennej walki
o przetrwanie, walki z głodem, heroicznym wysiłkiem, a w końcu z brakiem sił, czy gasnącą nadzieją. Książka napisana jest przystępnym językiem, a jej szata graficzna została bardzo trafnie dobrana do tematyki. Ponadto uzupełnieniem przedstawionych historii są fotografie, które jeszcze bardziej uświadamiają nam, że to wydarzyło się naprawdę. "Dziewczyny z powstania" dostarczyły mi wielu emocji, wzruszeń, łez, ale także podziwu dla tych bohaterek i ich odwagi. Obserwując dzisiejsze czasy i pokolenie jestem przekona, że większość osób nie wytrzymałaby wojennej presji,
a odwaga dawno by ich opuściła. Dlatego nauczmy się doceniać, to co zrobiono dla nas. A "Dziewczyny z powstania" polecam każdemu, nawet tym, którzy stronią od historii. Powyższa publikacja z pewnością zajmie honorowe miejsce w mojej biblioteczce i będę do niej powracać.
Anna Herbich to dziennikarka tygodnika "Do Rzeczy", wcześniej pracowała w "Rzeczpospolitej" oraz "Uważam że". Rodowita warszawianka, której babcia jest jedną z bohaterek z "Dziewczyn z powstania".
Recenzja pochodzi z mojego bloga:
http://ksiazkowa-fantazja.blogspot.com/2015/07/dziewczyny-z-...