Wyczekiwany finał trylogii o Marze Dyer, w końcu trafił w moje ręce. Bardzo się cieszę, że wydawnictwo YA nie katuje swoich czytelników i wydaje kolejne tomy w przyzwoitych terminach.
Mara Dyer budzi się w nieznanym miejscu. Naszprycowana lekami jest całkowicie podporządkowana poleceniom doktor Kells. Dziewczyna nie może posługiwać się swoją śmiercionośną zdolnością i zaczyna tracić wspomnienia bliskich a informacja o śmierci Noaha wpędza ją w rozpacz. Nieoczekiwanie dostaje pomoc od swojego wroga i postanawia walczyć o swoją wolność, prawdę i miłość, w którą wierzy.
Pierwsza część była dla mnie objawieniem, w książce zakochałam się i podziwiałam precyzyjnie uknutą intrygę, gdzie mrok i śmierć stanowiły znaczącą część historii. W tej niepowtarzalnej opowieści znalazło się miejsce na miłość, co już w pełni było satysfakcjonujące. Czytając, przeżywałam psychozę i zwątpienie Mary a dreszcze dosłownie tańczyły na mojej skórze. Z tych wszystkich powodów uległam urokowi tej książki i kiedy zaczęłam lekturę „Zemsty” wytrzeszczałam oczy nie z powodu emocjonalnego zachwytu a lekkiego rozczarowania.
Mara poddawana torturom zmienia się i w kilku sytuacjach postępuję bezwzględnie, co może przerazić i tak naprawdę tylko te chwile wywoływały jakąkolwiek moją reakcję i to pozytywną. Książka jest strasznie przegadana. Bohaterowie uciekają i szukają prawdy o sobie oraz człowieku odpowiedzialnym za ich tortury. Podróżują, analizują i wyciągają wnioski, często wracają do tych samych tematów, co bywało nużące. Mogłabym wspomnieć o dwóch, może trzech scenach, które zapadły w pamięci, ponieważ reszta krążyła w okuł jednego tematu, czyli kto za tym wszystkim stoi. Nie wiem czy autorka nie miała pomysłu na rozwiązanie tej historii, ale z pewnością czegoś tu zabrakło.
Pomimo powolnej i mało emocjonującej akcji, książkę czyta się nie najgorzej i choć moje oczekiwania nie zostały spełnione to serie darze sympatią. Często, kiedy pokochamy jakąś książkę, nasze pragnienia i wyobrażenia rosną, dlatego w tym przypadku czuję niedosyt i rozczarowanie.
Finał trylogii o Marze Dyer jest mało spektakularny i uważam, że książka została ograbiona z emocji. Brakowało mi silnych wrażeń, niebezpieczeństwa oraz tajemnicy, gdyż tak rzeczowe ujęcie zdolności bohaterów było dla mnie zbyt proste a wątek miłosny, w który pokładałam ogromną nadzieję ostatecznie wyszedł przeciętnie i w tej części poświęcono mu niewiele uwagi. Jeśli ktoś nie zna serii, to proszę się nie zniechęcać, gdyż pierwszy tom potrafi wbić czytelnika w fotel.
3+/6