Kto nie zna filmu "Zielona mila" na podstawie książki o tym samym tytule autorstwa Stephena Kinga? Chyba prawie słyszeli o nim bądź go widzieli. Więc jak to jest możliwe, że ta książka przeleżała u mnie na półce tyle czasu a ja jeszcze po nią nie sięgnęłam?
Historię poznajemy z punkt widzenia Paula Edgecombe'a, głównego klawisza w więzieniu Cold Mountain w bloku E, który opowiada ją wiele, wiele lat później, gdy przebywa w domu starości. Jest to postać, która ma wiele zasad, według których stara się postępować.
Autor poświęcił uwagę każdemu bohaterowi i nakreślił ich osobowości. Więc mamy tu szalonego mordercę Williama „Billy'ego Kida” Whartona; dziwnego luizjańczyka Edwarda Delacroix, który porozumiewa się ze swoją myszą – Panem Dzwoneczkiem; Percy'ego strażnika, którego nikt nie lubi i wielu innych. No i oczywiście John'a Coffey'a – olbrzymiego Murzyna oskarżonego o morderstwo dwóch dziewczynek i posiadającego niezwykły dar.
Stephen King nie stara się niczego upiększać. Całą historię przedstawia momentami bardzo brutalnie, nie pomijając żadnych drastycznych detali. Opowieść nie jest zachowana chronologicznie, co jest spowodowane tym, że Paul opowiada ją jak już jest stary. Denerwowała mnie tylko lekka powtórkowość niektórych wydarzeń – autor momentami opisał je dwukrotnie. Oprócz opisania życia w więzieniu, zwłaszcza w celach śmierci, i pracy klawiszy, autor porusza także problemy rasowe z jakimi spotykali się Afroamerykanie w latach trzydziestych. Niesprawiedliwość, szybkie oskarżenia i niemożliwość obrony, a także ponownego procesu. „Zielona mila” jest jedną z lepszych powieści Stephena Kinga. Przy oglądaniu filmu zawsze uronię łzę, zwłaszcza na końcu i tu także oczy zaczęły się mi „pocić”. Książkę naprawdę polecam.
http://magiczneksiazki.blogspot.com/