Wyobraźcie sobie, że zima paraliżuje cały świat i wcale nie odchodzi wraz z nastaniem wiosny. Trwa przez jeden rok, później drugi, trzeci… trzechsetny… Wyobraźcie sobie, że na świecie zostaje garstka ludzi poukrywanych w górskich ostępach. Garstka najsilniejszych, którym udało się przetrwać Upadek. Czym jest Upadek? Dziełem Lucyfera, darem od Boga, czy atakiem z kosmosu? Wersje są różne. Zależy czy oprzecie się na wierze, czy na nauce. Ale jak nauka może wyjaśnić Świetliki przenikające wgłąb człowieka i pożerające duszę? Świetliki, które zaczynają wzlatywać na coraz wyższe granie, aż docierają do ludzkich osad. Czy da się je wyjaśnić naukowo, czy jednak pozostaje modlitwa?
Piotr Patykiewicz jest człowiekiem bardzo ciekawym. Politolog, który łapał się tak wielu profesji, że ciężko je wszystkie zliczyć, a tym bardziej wymienić. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ uwielbiam kiedy autor ubiera w fikcję swoje własne życiowe doświadczenie i obserwacje. Ciężko jest wtedy odróżnić co prawdziwe, a co wymyślone. Zwłaszcza jeśli książka wciągnie tak bardzo jak zrobiła to ta pozycja.
Magia książki zadziałała jak nigdy wcześniej. W ponad trzydziestostopniowym upale pocierałam ramiona z powodu przenikającego zimna. Nie muszę więc opisywać w jak sugestywny, skuty lodem i owiany śnieżycami świat się przeniosłam. Świat, w którym pojęcie litości dawno zostało wyparte z ludzkiego słownika. Świat, w którym się rodzisz i albo podejmujesz katorżniczą walkę, albo… No właściwie nie ma innej opcji. Wóz albo przewóz.
Głównym bohaterem jest Kacper. Szesnastoletni chłopiec, który wyruszając ma swoje pierwsze samodzielne polowanie, zostaje inicjowany na mężczyznę. Już w tej początkowej scenie widzimy jak bezwzględne i surowe stało się życie na Ziemi. O ilu zasadach należy pamiętać, żeby przetrwać poza obronnymi bramami wioski, ile niebezpieczeństw czyha na każdym kroku. Kacper jest ambitny i wytrwały. Jako pilny uczeń swojego ojca, najlepszego myśliwego w wiosce, po zażartej walce zbiera cenny łup, jakim jest krwiożerczy szczur. Mógłby zostać kimś, mógłby wziąć ojcowiznę i stać się przodownikiem swojego pokolenia, jednak ma jeszcze jedną, kluczową w misji, jakiej się podejmie cechę. Otwarty umysł. Wychowany w zabobonnej społeczności jest w szoku poznając inne przyczyny Upadku. Wypiera je, ale one uparcie drążą jego myśli. Poznaje Świetliki jako przekleństwo, błogosławieństwo i fenomen naukowy, który da się wyjaśnić i wyeliminować. Którąkolwiek wersję wybierze, fakt pozostaje jeden. Twory prawie wykonały swoją misję, a misją było wyeliminowanie ludzkości.
Książka wciąga przede wszystkim dzięki stylowi, w jakim została napisana. Bardzo ładny, ale prosty język, malownicze i przekonujące opisy natury, które jednak nie były zbyt długie, co w efekcie mogłoby być nużące. Autor doskonale wiedział, co chce osiągnąć i konsekwentnie szedł obraną ścieżką. Wynik wyszedł jak najbardziej pozytywny.
Mamy przedstawiony świat owładnięty wieczną zimą. Każdy z nas zna ten scenariusz, prawda? Asteroida, superwulkan, atak nuklearny… Straszono nas tym niejednokrotnie, a powieść w sposób niezwykle realistyczny pokazuje rzeczywistość po kataklizmie. Ludzie zadziwiająco szybko zapominają o dawnej cywilizacji, ich jedynym celem jest przetrwanie. Każdy ma swoją rolę, z której musi się wywiązać jak najlepiej. Są myśliwi, drwale, złomiarze, mcharze, sygnaliści. Każdy doskonale zna powagę sytuacji i ma świadomość, że jeśli zawali to wioska zostanie bez jedzenia, albo będzie cierpiała jeszcze większy chłód. Jedynym źródłem wiedzy o świecie sprzed Upadku są nieliczne książki, jakie z troską przechowywane są w bibliotece. Czy w którejś z nich znajduje się rozwiązanie nierównej wojny ze Świetlikami? Czy to książki ochronią to, co zostało z ludzkości?
To co wyniosłam z tej książki i to, co według mnie jest najbardziej warte zapamiętania, to chwiejność natury ludzkiej. Jak łatwo jest nami zmanipulować, jak łatwo zniweczyć silną wolę i zdrowy rozsądek. W określonych sytuacjach człowiek staje się zależny od swojego stada i uwierzy we wszystko, co mówi osoba przewodząca, byle tylko uchronić się przed nieszczęściem. W pojedynkę z kolei przemienia się w dzikie zwierze kierujące się instynktami. Każdy sposób owocujący przetrwaniem gatunku jest dobry.
W powieści tajemnica goni tajemnicę, a czytelnik jest zaskoczony odkrywając je na równi z bohaterem. Świat zbudowany od podstaw na fundamencie Ziemi jest przekonujący i prawdopodobny. Dreszczyki grozy pojawiają się niejednokrotnie, kiedy poznajemy drugą naturę naszych tymczasowych sojuszników. Świat, w którym jedynym pewnikiem jest zabójczy mróz, oferuje czytelnikowi całą gamę rozrywki. Zakończenie nie tyle zaskakuje, co wprawia w zadowolenie, bo ja tu widzę doskonałą furtkę na części kolejne. Panie Piotrze, a może cały cykl z uniwersum Świata Wierchów? Nie wiem co Wy na to, ale ja jestem na tak 😉