Pomysł może niezbyt oryginalny, bo przecież powstał niejeden film o podobnej tematyce. Więc czy można spodziewać się czegoś wyjątkowego? Nie za bardzo.
W książce bohaterów mamy od groma. Na początku idzie się czasami pogubić, ale później już jest łatwiej. Jest i parapsycholog Brian Saint-Clair, badaczka snów Suzannah Shane, doktor meteorologii Wayne Chang czy szeryf Dwain Hamilton. A to początek wyliczanki. Przez to nie można było zżyć się z bohaterami i nie poznawaliśmy ich prawie w cale. Autor przeskakuje od jednej postaci do następnej, by dopiero pod sam koniec połączyć siły niektórych z nich.
Niemiecki pisarz, ale akacja umiejscowiona w... Stanach Zjednoczonych - szkoda, bo prawie wszystko się rozgrywa tam i chciałabym, żeby coś wreszcie takiego działo się na starym kontynencie. Czasami zastanawiałam się po co autor opisywał niektóre sytuacje i zdarzenia, gdyż mógł o nich tylko wspomnieć, a tak tylko rozciąga niepotrzebnie i niekiedy może zawiewać nudą. Mamy szamankę z amazońskiej dżungli o zdolnościach parapsychicznych, dziwną i tajemniczą chorobę astronautów czy marynarza, który postradał zmysły. Najbardziej podobały mi się opisy niszczycielskiej siły tych huraganów. Ulrich Herfner na siłę wplata również wątek miłosny. Denerwować także mogło powtarzanie niektórych elementów. Również końcówce nie należą się brawa.
Książka momentami przewidywalna, wielu rzeczy z łatwością można się było domyślić. Sztywni bohaterowie również nie przemawiają za przeczytaniem tej powieści. Dla niektórych może to być ponad 500 stron tortur. Nie polecam ani nie odradzam.
http://magiczneksiazki.blogspot.com/