"I to ja jestem budowniczym mojego wszechświata, jestem autorem mojego życia. Ja piszę samą siebie. Tworzę i jestem stwarzana jednocześnie. Jestem aktem pisania".
Jabłko, rodzynki, cynamon, goździki, a czasami nawet gruszka, morela, brzoskwinia i inne owoce stanowią pyszne nadzienie szarlotki. To wieloskładnikowe ciasto podane na różne sposoby, może smakoszy łakoci bardzo zaskoczyć. Analogicznie do składu tego wypieku, prezentuje się książka Agaty Machczyńskiej, która niczym szarlotka, zrobiona została z wielu składników, połączonych w jedną, fabularną, dość zjadliwą całość.
Agata Machczyńska to poetka, pisarka i z zamiłowania humanistka, a z wykształcenia anglistka. Autorka wolny czas spędza pisząc, rysując, zbierając życiowe doświadczenia i obmyślając plan światowej rewolucji. "Szarlotka" to jej debiut prozatorski. W sieci znajdziecie także blog pisarki pt. "Przepis na szarlotkę".
Antek i Ela, tworzący udany związek, wracają z Czech do Polski. Podczas podróży stają się uczestnikami groźnego wypadku samochodowego, z którego na szczęście wychodzą uratowani. Jednak nie wszystko wraca do normy, bowiem w życiu bohaterów zaczynają dziać się dziwne rzeczy, przy których zatarta zostaje cienka linia pomiędzy szaleństwem a normalnością. Bohaterowie w tym wszystkim zaczynają gubić to, co ich kiedyś połączyło.
"Szarlotka" to wieloskładnikowa książka, w której proza to jedynie jeden z wielu elementów, składających się na całe dzieło. I muszę przyznać, że zostałam zaskoczona, bowiem początkowe niecałe siedemdziesiąt stron tej lektury nie zapowiadało takiego właśnie kolażu. Połączenia prozy z poezją, piosenkami oraz co najbardziej zaskakuje – dramatem nazwanym "ZŁOTE MIASTO. Tragedia w trzech aktach". Taki dość duży rozstrzał literacki z pewnością nie każdemu przypadnie do gustu, bowiem nie każdy lubi styl liryczny, czy też klasyczną tragedię rozpisaną na trzy akty. Czytelników, którzy wielbią typową prozę narracyjną, takie elementy mogą zwyczajnie nudzić. Mnie z pewnością zaskoczyły i pomimo poczucia swoistego przesytu tą wariancją różnych odmian gatunków literackich, lektura tej książki stała się dla mnie ciekawym doświadczeniem.
Historia dziwnych wydarzeń dziejących się w życiu Antka i Ewy okraszona została sporą dawką uwielbianego przeze mnie realizmu magicznego, którego elementy autorka idealnie wplotła w fabułę swojej książki. Widoczny jest w niej również absurd oraz symbolizm wyrażający się poprzez wywoływanie u czytelnika luźnych skojarzeń, a także poprzez ukazanie zdarzeń, które niekoniecznie były ze sobą powiązane w typowo przyczynowo-skutkowy sposób. W "Szarlotce" znajdziecie także trochę humoru, trochę uśmiechu, ale również poprzez dość opisowe sceny erotyczne – szczyptę prowokacji. Jak widzicie więc, to książka pełna niespodzianek i nie wiadomo, czego spodziewać się na jej każdej, kolejnej stronie. A ja lubię takie wyzwania literackie, które pobudzają moje szare komórki do głębokiej analizy i refleksji.
Agata Machczyńska popełniła książkę, która w wielu swoich elementach nasuwa mi skojarzenie traktatu o szczęściu. O tym, że sami jesteśmy kreacjonistami naszego życia i sami tworzymy to, co daje nam zadowolenie. I niezmiernie przypadło mi do gustu porównanie ludzi i ich życia do autora oraz jego książki, którą sam stwarza. Taka symbolika, niezwykle trafiona, oddaje kwintesencję całego dzieła, tego wszystkiego, co musieli przejść bohaterowie, by odnaleźć siebie na nowo.
Wydawałoby się, że książka z tak smakowitym tytułem będzie lekką powieścią, nie wyróżniającą się niczym specjalnym wśród setek innych. Pozory jednak mylą, bowiem "Szarlotka" z pewnością nie jest książką, jakich wiele na naszym rynku wydawniczym. Zaliczyłabym ją do literatury niszowej, bowiem jej wielopłaszczyznowa treść zaspokoi jedynie nieliczne gusta czytelnicze. Dla mnie jej lektura była interesującym eksperymentem i jestem ciekawa, co też autorka pokaże nam w swoich kolejnych dziełach.
http://www.subiektywnieoksiazkach.pl/