Niedawno jedna sympatyczna osoba napisała mi fajną rzecz, że odbiór książki zależy od tego, czego po niej oczekujemy, czego w niej szukamy i jaki mamy nastrój. I ja się z tym całkowicie zgadzam. Czytałam już piętnaście książek Katarzyny Michalak - jedne oceniam nieco lepiej, inne nieco gorzej, ale wszystkie miały w sobie coś, co uwalniało mnie od świata rzeczywistego i od jego problemów. A o to chyba chodzi z czytaniem książek, prawda?
W dotychczasowych powieściach autorki spotkałam się z rozbudowaną akcją, wielowątkowością. Jednak tym razem książka ma bardzo okrojoną, podstawową wręcz fabułę. Oto znany i szanowany lekarz - doktor Michał Sokołowski - poświęca się całkowicie pracy. Wciąż tylko praca i praca... Rodzina jest spychana na boczny tor. Owszem, jest to człowiek, który ratuje ludzkie życie, który pomógł wielu osobom, ale przecież ma dom a w nim czekającą wciąż na męża żonę i troje dzieci... A w drodze czwarte... Tyle, że on tego nie zauważa. Nie docenia faktu, że ma do kogo wrócić. Że żona czuje się samotna. A wreszcie, że nastaje dzień trzecich urodzin najmłodszego synka - Antosia, który ma zmienić całe ich życie... Jeszcze tego nie wiedzą, ale za kilkadziesiąt minut, za kilka... dwóch szalonych, naćpanych facetów z blondynką na doczepkę będzie dla zabawy wyprzedzało tira na zakręcie... A zza niego wyłoni się autko prowadzone przez Martę Sokołowską. Kobieta i jej synek nie będą mieli szans. Widokiem zmasakrowanego ciałka dziecka będzie zszokowanych wiele ludzi, którzy często stykają się ze śmiercią, ale ten obraz będzie ich prześladował.
Marta nie poznała prawdy o synku siłą woli utrzymując się najdłużej jak potrafiła przy życiu, bo przecież pod jej sercem biło maleńkie serduszko. Czy małego człowieka uda się uratować? Jak zareaguje doktor Sokołowski na wieść o tym, że właśnie uratował życie Tadka Marszaka, człowieka, który pozbawił go ukochanych osób? Czy wiedząc o tym przed operacją, też by go uratował? A przecież na innej szpitalnej sali leży Alfred Niro, podstępny i żmijowaty współwinny. Chyba nie jest trudno domyślić się jak czuje się ten mężczyzna... Rozpacz, szok, wściekłość, żal że nie poświęcił im kilka sekund więcej, kiedy przyjechali do szpitala, by mógł synkowi złożyć życzenia... Gdyby podarował im te sekundy... Gdyby jego przyjaciel nie zastawił jego samochodu, może mieliby większe szanse... Gdyby, gdyby, gdyby... Gdybanie to już jedyne co pozostało, ale nie wróci życia Marcie i Antosiowi. Jak przekazać wiadomość pozostałym w domu z rodziną dzieciom, które czekają na imprezę urodzinową brata...
Autorka skupiła się w tej książce na jednym temacie (wypadek samochodowy), ale za to spowodowała taki ogrom przeżyć, że można odczuć wyprucie wręcz z emocji. Pokazała prawdziwą twarz ludzką: tragedia rodzin ofiar, niezbyt właściwe zachowanie rodziców czy ciotek (odrzucenie Michała i obwinianie go o tragedię), szukający sensacji dziennikarze i ludzie z dalszego otoczenia, którzy niejednokrotnie chcą pomóc, tylko nie wiedzą jak i tylko pogarszają sprawę, aż wreszcie twarz sprawców... Zimnych, nieczułych, którzy tylko liczą na wyjście obronną ręką z sytuacji, w której pozbawili życia innych ludzi. A polskie prawo, taka jest prawda, nie nakłada stosownych kar za takie przewinienia.
Na przykładzie osoby głównego bohatera poznajemy też nieszczęsny męski honor, który nie pozwala mu prosić o pomoc... Czym to się skończy? Czy Michał w porę się opamięta i dotrzyma obietnicy żonie, że nie odda dzieci? Bardzo podobała mi się postawa najstarszej córki Sokołowskich - trzynastoletniej Mai, ileż mogą unieść barki takiego dziecka? Jak bardzo będzie chciała zachować w całości tę resztkę rodziny, która jej pozostała... Dzielna dziewczynka.
Ta książka jest inna. Nie jest słodką obyczajówką, która daje kobietom przyjemne chwile z lekturą. Nie jest hitem, który zdobędzie nagrody. Jest krytykowana, ale ja uważam że mimo wszystko jest potrzebna (i pod tym kątem ją oceniam, jako bardzo dobrą). Jest przestrogą, która może zwróci uwagę choć jednego kierowcy na przydrożny krzyż, na niebezpieczny zakręt, na chwilę gdy noga dociśnie pedał gazu tuż przed nim... Może jednak zwolni i uratuje choć jedno życie... Może choć jedna rodzina nie będzie przeżywała tak ciężkich chwil jak Sokołowscy. Narkotyki, alkohol, nieliczenie się z nikim i co może pieniądz - o tym też przeczytamy w "Nie oddam dzieci".
Powieść opiera się na całej gamie uczuć: miłość, przyjaźń, współczucie, rozpacz, bezsilność, ale są też mocniejsze akcenty w postaci harpii z rodziny i z mediów... Bardzo podobała mi się postać pani adwokat - rewelacyjna, choć chwilami ostra bohaterka, która nadała zupełnie inny wydźwięk tej książce i wprowadziła powiew świeżości i humoru. Bardzo ucieszyły mnie wieści z życia bohaterów, które dotyczyły wydarzeń mających miejsce w dwa i pięć lat później. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw... Wciąż zastanawiałam się, czy ulubione słowa mojej cioci, że "Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy" będą i w tej powieści miały zastosowanie, ale o tym przekonajcie się już sami.
Recenzja pochodzi z mojego bloga czytelnicza-dusza.blogspot.com