I znów do zakochania jeden krok

Recenzja książki Zadbam o to, żeby cię nie stracić
Choć bardzo rzadko sięgam po historie miłosne oraz tego typu literaturę, „Zadbam o to, żeby cię nie stracić” okazało się miłą odskocznią od ciężkich tematów czy też moich ulubionych gatunków. Włoski pisarz wkracza na utarte ścieżki rozwiązań fabularnych, przez co cała powieść kipi od schematów. Mimo to, lekka lektura stworzona przez Diego Galdino broni się pewnym rodzajem szczerości oraz plastycznością opisów, czyniąc z niej typową pozycję wakacyjną dla kobiet.

Diego Galdino zadebiutował powieścią „Pierwsza kawa o poranku”, należącą do tego samego gatunku, co „Zadbam o to, żeby cię nie stracić”. Czterdziestoczterolatek mieszka w Rzymie i prowadzi w jego centrum bar, słynący z wymyślnych rodzajów kawy. To początek jego pisarskiej kariery, która - miejmy nadzieję - będzie się nadal rozwijać.

Okładka książki raczej nie wyróżnia się niczym szczególnym. Pastelowe, delikatne kolory pomarańczy, beżu, bieli są nieostrym tłem dla postaci kobiety stojącej na balkonie i patrzącej zaciekawionym, tajemniczym wzrokiem w stronę czytelnika. Tak właśnie można sobie wyobrazić główną bohaterkę książki, choć moja wizja nieco się różniła od tej okładkowej. Taki projekt zwiastuje jedynie to, że będziemy mieć do czynienia z literaturą kobiecą, lecz nic innego nie podpowiada.

Lucia jest młodą dziewczyną z Sycylii, która opuszcza rodzinną miejscowość i wyjeżdża do Rzymu. Udaje się do stolicy na trzy miesiące, żeby odbyć staż w dzienniku „Eco di Roma”. Na ten czas pozostawia za sobą chłopaka, Rosaria, rodziców i ukochaną babcię Martę. Większość jej bliskich nie może pogodzić się z jej marzeniem – zostania dzienikarką, uważając jej wyjazd za zwykły kaprys. Jednak ani ona, ani nikt z nich nie podejrzewa, że w Rzymie czeka na nią coś więcej niż tylko kariera. Poznaje tam Clarka Kenta, Amerykanina, który już od lat mieszka we włoskiej stolicy. Pracując w tym samym dziale – kulturalnym – dziennika, pomiędzy tą dwójką zaczyna rodzic się wielkie uczucie. Niestety, los szykuje dla nich szereg przeszkód w drodze do szczęścia.

„Zadbam o to, żeby cię nie stracić” nie jest powieścią z aspiracjami. Miała pozostać jedynie przyjemnym romansem, typową literaturą kobiecą, lekką rozrywką na letnie dni. I tak też się stało. To ogromny plus dla Galdino, ponieważ dzięki temu czuć w jego książce jakąś niedookreśloną szczerość, autentyczność. Choć całość jednowątkowej fabuły jest bardzo sztampowa, a włoski pisarz korzysta z wielu oklepanych motywów, to przyjemnie jest zatracić się w stworzonym przez niego świecie. Tym bardziej, że chyba każdego rozbawi kpiący opis kulinarnych amerykańskich zwyczajów czy wywoła niewielki uśmiech nazwanie głównego bohatera Clark Kent.

Wyidealizowana, romantyczna miłość została opowiedziana w nieco zbyt lukrowy sposób. Rozumiem, że wynika to również z charakterystyki gatunku, jednak ciut więcej dramatyzmu (dłuższe kłótnie bohaterów, trudniejsze przebaczanie) w pierwszej części powieści dodałoby jej pikanterii. Za to w drugiej, Galdino podkreśla jak bardzo niektóre regiony Włoch są konserwatywne. Małe miasteczka żyją zupełnie innym życiem niż wielkie aglomeracje. Rodzinne koneksje stają się w życiu Lucii ważniejsze niż jej własne uczucia i prawdopodobnie, gdyby nie babcia Marta to poddałaby się tym wymuszonym na niej oczekiwaniom. Niekiedy Lucia przypomina Julię Capuleti, gdy rozpoczyna walkę z własną przyszłością i postanawia kierować się jedynie własnym sercem.

Galdino spisał się w wykonaniu opisów. Włoski klimat czuć niemalże w każdym zdaniu, nieważne, czy akcja rozgrywa się w Wiecznym Mieście, czy na Sycylii. Pisarz nakreśla regionalne zwyczaje, obrazuje rytuał picia kawy, podkreśla, jak różny jest jego kraj w zależności od tego, w której jego części się znajdujemy. Wszystko, co dotyczy Włoch opisane zostało z wielką pasją, uczuciem, przez co to właśnie ten kraj jest nośnikiem najżywszych emocji w powieści Galdino (a nie, jak mogłoby się wydawać, sami bohaterowie oraz ich perypetie). Nieważne, czy kreśli widok żółwi na Sycylii, czy opisuje rzymską kawiarnię - z każdego słowa wyziera ujmująca miłość pisarza do jego ojczyzny.

Autor nie ukrywa swojego filmowego zacięcia, które rzuca się w oczy już po przeczytaniu pierwszych rozdziałów. W jego najnowszej powieści czuć ducha Hollywood, co sprawia wrażenie, że „Zadbam o to, żeby cię nie stracić” lepiej sprawdziłaby się na ekranie, a nie w formie literackiej. Pomimo, że unika pewnej kiczowatości, robi to dość jawnie, tak, aby czytelnik zauważył jego starania.

„Zadbam o to, żeby cię nie stracić” prawdopodobnie nie wyróżnia się na tle gatunku. Literatura kobieca z historią miłosną w roli głównej nadal ma rzeszę oddanych fanek, które to grono powiększa się szczególnie w letnie dni. Diego Galdino raczej nie ma szans stania się kolejnym Nicholasem Sparksem, lecz jestem pewna, że trafi do niejednej wielbicielki romansów.

http://recenzent.com.pl/1/recenzja-ksiazki-zadbam-o-to-zeby-...
0 0
Dodał:
Dodano: 20 VI 2015 (ponad 10 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 157
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: nie podano
Wiek: 32 lat
Z nami od: 23 IV 2015

Recenzowana książka

Zadbam o to, żeby cię nie stracić



Rozpięta między Rzymem a Sycylią romantyczna opowieść o potędze marzeń... i o drugich szansach. Lucia opuszcza rodzinną miejscowość, bo dostała się na staż w rzymskim dzienniku i ma szansę zostać prawdziwą dziennikarką. Dziewczyna nie wzięła jednak pod uwagę czegoś fascynującego i nieprzewidzianego: nazywa się Clark Kent, pracuje w dziale kulturalnym dziennika i jest zakochanym w Rzymie Amerykani...

Ocena czytelników: - (głosów: 0)