Wierna rzeka, czyli ballada o gówniarzu

Recenzja książki Wierna rzeka
S. Żeromski

WIERNA RZEKA


Nie wiem dlaczego, męczą mnie do dzisiaj lektury szkolne. Nie dlatego, że nudne, czy głupie. Ani nawet nie dlatego, że kazano nam je czytać, grożąc złą oceną, co skutecznie zabijało (i zabija) miłość do książek u wszystkich, ale z jednego, jedynego powodu:
Z nieznanych przyczyn, uczestnicząc w zajęciach z języka polskiego, musiałem brać udział w zbiorowym gwałcie na mózgach uczniów. Nauczyciele dokonywali brutalnej operacji na żywej tkance odpowiedzialnej ponoć za największe osiągnięcia ludzkości. Za tkliwe emocje i za łańcuchy myśli naukowej.
Odbywał się ten gwałt grupowy w ramach wysublimowanej tortury, jaką była „analiza powieści”. „Co autor miał na myśli?” – pytała nauczycielka, a zarazem mistrzyni kastracji myślowej. Ale to była prowokacja! Nikt nie oczekiwał, że po przeczytaniu powiemy, co – naszym zdaniem – mówiła książka czy poemat. Przeciwnie, każda próba samodzielnej interpretacji spotykała się z dziką niechęcią i czerwoną oceną wpisaną w zeszycie, który – w ramach wolności twórczej – koniecznie musiał być w linię.
Należało odpowiedzieć tak, by utrafić w to, co od dziesiątek lat było uznanym kanonem polonistyki. „Słowacki wielkim poetą był”, „mistrz z Czarnolasu jest narodową dumą Polaków”, „Szklane domy” są fascynującą powieścią poruszającą problemy społeczno-ideologiczne”, itd. itp.
Że Bóg... że Rosja... radio, sport, wojna...Warstwami rośnie brednia potworna...
A każdy uczeń, którego zwoje wyszły poza fazę embrionalną, musiał siedzieć w niemym zdumieniu, przysłuchując się czemuś, co nie miało nic wspólnego z faktami, ale było wersją kanoniczną, powtarzaną przez całe pokolenia suchotycznych polonistów.
Jedną z powieści, którą regularnie poddawano tak brutalnej penetracji była „Wierna rzeka”.
Boże, ja naprawdę z przyjemnością przeczytałem tę książkę, a potem musiałem z rozpaczą w sercu patrzeć, jak zamiast przeczytanych treści, wciska mi się w mózg oderwane od faktów banały, które miałem recytować na sprawdzianach.
Teraz, w tyle lat później, pora powiedzieć to, czego powiedzieć wtedy zabrakło mi odwagi.
Otóż, wbrew temu, co mówiła nam wychudła „pani polonistka”, „Wierna rzeka” wcale nie jest „opowieścią o polskości umiejscowioną w majątku w Niezdołach”. Nie jest nawet historią powstańczą, bo powstanie dociera do Niezdołów jedynie przypadkiem, a to przez uciekających powstańców, a to przez ścigających ich rosyjskich dragonów. Także opowieści o tym, że jest to „historia zniewolonego narodu” można sobie w buty wsadzić.
Owszem, Żeromski opisał pobyt rannego księcia Odrowąża w splądrowanym przez Rosjan dworku, którym opiekuje się córką rządcy, Salomea Brynicka, ale wcale przez to nie poruszył spraw narodowych – bo i jak niby miał to zrobić? Od kiedy to rozmówki w wiejskich zagrodach odbijają losy narodowe? Żeromski dał swojej powieści podtytuł: klechda domowa, jakby chciał podpowiedzieć czytelnikowi, że nie pisze epopei, nie opisuje zmagań Polaków
z imperium rosyjskim, ale opisuje coś prywatnego, intymnego – domowego.
I tak właśnie jest. O powstaniu Żeromski pisał wielokrotnie, w tym tak boleśnie, jak w „Rozdzióbią nas kruki, wrony...”, ale w „Wiernej rzece” wziął na warsztat coś niebywale osobistego: dramat niedojrzałości. Bo przecież osią konstrukcyjną powieści, elementem, który łączy wszystkie wydarzenia, a wręcz je wywołuje, jest Józef Odrowąż. Wszystko zaczyna się od jego przyjścia do dworu i kończy z jego wyjazdem do Włoch.
Dla księcia Odrowąża Salomea Brynicka ryzykuje spalenie dworu i własne życie. Nim się opiekuje, gdy niemal umiera od zakażenia rany. Jego w końcu zostaje kochanką i przez niego jest porzucona. Przy czym, jeśli się wczytać w powieść, ta skala poświęceń jest oszałamiająca, zważywszy, że książę Józef jest...dupkiem. (To najlepsze słowo) A nawet ultra-dupkiem, który dołącza do powstania nie dlatego, że czuje się Polakiem i chciałbym mieszkać w Polsce, a nie w prowincji azjatyckiego imperium, a dlatego, że wydaje mu się to romantyczne i przygodowe. Przecież młody Józiu nie wychowywał się w polskich dworach
i chatach, ale w pałacach i domach letniskowych w Italii i Francji. Młody Józiu nie cierpiał pod rosyjskim batem, bo go – wraz z maman – w kraju nie było. Józiu był słodkim jedynakiem, który wzrastał z dala od tej jęczącej pod ruskim knutem Polski, ale uznał, że to takie podniecające dołączyć do powstania – będzie o czym opowiadać na paryskich salonach!
Rozpuszczony, bogaty bachor, który nie życzy sobie brać odpowiedzialności za swoje czyny. Może najlepiej widać to na przykładzie jego stosunku do Salomei. Współczesny czytelnik może nie pojmuje tego do końca, ale dziewczyna, która w powieści ma 22 lata, wedle ówczesnych zwyczajów, ocierała się już o staropanieństwo, zaś romans z Odrowążem, o którym cała okolica wiedziała, ostatecznie odbierał jej możliwości zamążpójścia.
Ale to nie przeszkadzało Józiowi, skorzystać z niej, jak korzystał z mieszczańskich cór w Paryżu. Józiu, poluje, Józiu walczy w powstaniu, Józiu romansuje. A wreszcie, gdy Józia to wszystko zmęczy i dotrze do niego, że ta zabawa może się dla niego poważnie skończyć, Józio z mamą wyjeżdża do wód...
Może dlatego jest to tak dobra powieść – Żeromski przedstawił studium niedojrzałości, wiecznego infantylizmu i rozwydrzenia, które się w naszym kraju nie zmieniają od setek lat. W moim liceum są uczniowie, których ojcowie przywożą pod szkołę samochodami wartości mieszkania w stolicy. Zdarza się, że ich telefony kosztują więcej niż ja zarabiam jako nauczyciel. Oni także mają swoje Salomee Brynickie. Im także nie przyjdzie nigdy do głowy, by kłopotać się tym, co robią innym.
Ale o tym na lekcjach polskiego nie usłyszycie...Słowacki wielkim poetą był.
Amen.
0 0
Dodał:
Dodano: 20 VI 2015 (ponad 10 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 264
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Robert
Wiek: 45 lat
Z nami od: 31 VIII 2012

Recenzowana książka

Wierna rzeka



Wzruszająca opowieść o miłości, walce o wolność i rzece Łośnie, wiernie przechowującej tajne dokumenty walczących. Rzece, której nurt pochłonął łzy dzielnej i nieszczęśliwej panny Salomei Brynickiej i złote monety, jakimi chciała dumna księżna Odrowążowa opłacić "krzywdę" dziewczyny.

Ocena czytelników: 4.96 (głosów: 15)
Autor recenzji ocenił książkę na: 5.5