Nie do końca hit

Recenzja książki Echa pamięci
Wielu czytelników zachwycało się "Dziedzictwem" Katherine Webb. Jednak ja nie miałam dotychczas styczności z jej twórczością. Postanowiłam zmienić ten fakt poznając "Echa pamięci". Czy to był dobry wybór?

Zach Gilchrist to niespełniony artysta, który nie tworzy sztuki, lecz próbuje ją sprzedawać w swojej galerii (niezbyt dobrze prosperującej zresztą). Jego małżeństwo to przeszłość. Trwało sześć lat i zakończyło się rozwodem. Jedyną radością Zacha jest teraz córeczka, którą była już żona zabiera za ocean, niestety. Kiedy Elise wyjeżdża w mieszkaniu i galerii słychać przerażającą ciszę. Zach oddaje się rozmyślaniom nad swoim życiem i wtedy otrzymuje telefon od swojego wydawcy. Tak, miał bowiem napisać książkę dotyczącą Charlesa Aubreya, malarza, którego wprost uwielbia, uważa się za znawcę jego dzieł i chciałby specjalizować się w wystawianiu jego obrazów i rysunków. W galerii wiszą bowiem trzy rysunki Aubreya przedstawiające kolejno: Mitzy, Celeste oraz Delphine. Zach nie potrafi się z nimi rozstać, zwłaszcza z ostatnim a teraz, kiedy wydawca go ponagla postanawia zamknąć galerię i udać się do Blacknowle, by dokończyć książkę, inną od dotychczas wydanych o świetnym artyście. Czy ta sztuka mu się uda? Czy wie co czeka na niego w tej małej miejscowości? Czy rozwikła zagadkę własnej babki, która twierdzi, że była kobietą Aubreya? Czy Zach jest jego wnukiem?

Zach wynajmuje pokój nad pubem i usiłuje pisać książkę, podpytując mieszkańców o czasy, gdy bywał tutaj Aubrey. Niestety napotyka na dziwny mur milczenia. Niewiele osób ma coś do powiedzenia i dlatego za cud należy uznać fakt, że udaje mu się dotrzeć do Strażnicy i samotnie mieszkającej tam staruszki - Dimity Hatcher. Jednak nawiązanie z nią kontaktu i nakłonienie do zwierzeń nie będzie łatwe. Kobieta nie wszystko będzie chciała mu opowiedzieć, wiele faktów zostawi dla siebie ze względu na miłość, na wstyd i poczucie winy, a może i strach... Wszak to staruszka, która zdaje sobie sprawę, że niewiele jej życia pozostało i pewne fakty chce zabrać ze sobą do grobu. Dlaczego?

Dimity opowiada Zachowi tyle ile chce o swoim życiu, jednak czytelnik ma szansę poznania większej jego części niż młody mężczyzna, bowiem autorka całe fragmenty tekstu, całe rozdziały poświęciła na retrospekcję (powracamy wtedy do roku 1937), wtedy to młoda Mitzy opisuje swoją trudną codzienność z matką (jak musiała zdobywać pożywienie, nie przeszkadzać matce w przyjmowaniu klientów oraz przygotowywaniu magicznych mikstur z ziół) i wśród mieszkańców (jest wyszydzana, wyśmiewana i odtrącana) oraz chwilę, gdy jej szare życie rozjaśniło pojawienie się we wsi rodziny Charlesa. Przyjechali na wakacje i nie wiedzieli jak bardzo pojawienie się na wakacyjnym wypoczynku zmieni ich życie (zresztą sama byłam wstrząśnięta tym, co się naprawdę wydarzyło). Mitzy zaprzyjaźnia się z córkami Charlesa: Delphine oraz Elodie, choć młodsza nie do końca czuje się dobrze w jej towarzystwie. Celeste - kochanka malarza (Mitzy nie do końca jest świadoma łączącej ich relacji), z pochodzenia Marokanka, zaczyna powoli dostrzegać fakt, że młoda Dimity zakochuje się w jej mężczyźnie i stara się ją odsunąć od swojej rodziny. Jednak czy uda jej się wyperswadować nastolatce, że to nie miłość a zauroczenie? Czy ktoś dostrzeże uczucie dziewczyny, które zacznie przeradzać się w chorą wręcz miłość, ponieważ pojawią się drobnostki wyostrzające wyobrażania i pojawi się obsesja?

Zach dowiaduje się, że Charles po wydarzeniach w Blacknowle wyjedzie na wojnę i już z niej nie wróci. Dlaczego wyjechał? Czy Gilchristowi uda się rozwikłać zagadkę tajemniczych odgłosów na piętrze domu Dimity? Czy jego zauroczenie Hannah z Farmy Południowej przerodzi się w coś więcej? Wszak kobieta ma przed nim liczne sekrety i w żaden sposób nie chce mu ich wyjawić. Ale najważniejszym pytaniem jest czy Zach dowie się tego, po co przyjechał na wybrzeże Dorset, czyli skąd brały się portrety Charlesa, co stało się z Delphine oraz kim był Dennis? Czy niemal siedemdziesiąt pięć lat po zdarzeniach zmieniających bieg życia wielu ludzi uda się odkryć prawdę? Jak bardzo będzie ona szokująca? Czy wyjdzie na jaw poza lokalne środowisko i ludzi zamieszanych bezpośrednio w tamte wydarzenia?


Przeczytałam w życiu wiele grubych książek. Nie stanowi to dla mnie problemu. Jednak w przypadku tej, uważam że połowa to marnotrawienie papieru i czasu czytelnika. Tak naprawdę to powieść podobała mi się od strony czterychsetnej. Ja rozumiem, że tajemnice trzeba wcześniej stworzyć, że musi być tło, poznanie bohaterów. Ja to wiem. Ale w fazie początkowej powieści też coś powinno się dziać a w tej dzieje się "tyle co kot napłakał". Już pomijając moje zapalenie spojówek to czytałam ją niemal dwa tygodnie. A ile w tym czasie mogłabym innych, ciekawszych przeczytać...? Regularnie zasypiałam z powieścią w ręku. To co zostało przedstawione na czterystu stronach śmiało mogłabym streścić do 150-200 stron, bez uszczerbku na samym przekazie powieści.

Nie jest to na pewno idealnie mój klimat. A szkoda, ponieważ opis fabuły mnie zainteresował i faktycznie jest ona ciekawa. Ale za dużo tu pisania o niczym i powtarzania tego samego po kilka razy. Dopiero ostatnie sto stron to istna karuzela wydarzeń, zaskoczeń, odkrywania szokujących faktów z przeszłości i wyjaśniania tajemnic, które tak naprawdę powinny zostać chyba nieodkryte. Nie mogłam się nadziwić jak bardzo można czytelnika zaszokować końcówką. Jak bardzo można połączyć przeszłość z teraźniejszością tak, by czytelnik nie odkrył wszystkich kart przed finałem. Aż wreszcie jak mocno można ukarać ludzi za ich błędy... Jednak sto fajnych i niesamowitych stron powieści to chyba za mało z ponad pięciuset, by książkę uznać za genialną, prawda? Ale jest dobra.

Ostatnio mam wrażenie, że przeczytałam już w życiu tyle książek, iż coraz wyżej stawiam poprzeczkę tym, po które sięgam obecnie. Na dodatek w tej chwili mojego życia mam szansę czytać po ponad dziesięć książek miesięcznie i chciałabym by były dobrze wybrane. Nie wiem w czym tkwi problem tego, że wiele książek, które inni chwalą mnie początkowo nudzą... Może jestem bardziej żądna wydarzeń i konkretów?

Nie odradzam Wam czytania tej powieści w żadnym razie. Uważam wręcz, że jest warta poznania. To niezwykła historia młodej dziewczyny, której zagmatwane losy i nie do końca właściwe ulokowanie uczuć sprawiły, że postępowała nie do końca właściwie. Od samego początku wydawała mi się bohaterką niezbyt pozytywną, miałam głęboko zakorzenione przeczucie, że ukrywa ona o wiele więcej niż przyznaje sama przed sobą a tym bardziej przed Zakiem. Kiedy poznałam już wszystkie jej tajemnice, czułam po trosze niechęć i współczucie. Wiem, że miłość bywa ślepa. Wiem, że często popycha ludzi do niewyobrażalnych czynów, ale kiedy nastolatka dokonuje tylu ... ech... nie będę zdradzać Wam wszystkich sekretów Dimity, lepiej żebyście poznali je osobiście. Może Was ta książka zauroczy bardziej i nie odczujecie tej nudy, która dopadała mnie. Zresztą dla finału i tak warto.


Recenzja pochodzi z mojego bloga czytelnicza-dusza.blogspot.com
0 0
Dodał:
Dodano: 16 VI 2015 (ponad 10 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 148
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Ewelina
Wiek: 44 lat
Z nami od: 19 V 2013

Recenzowana książka

Echa pamięci



Anglia, rok 1937. Czternastoletnia Mitzy Hatcher wychowuje się samotnie w Blacknowle, wsi na wybrzeżu Dorset. Dla nieokrzesanej, odrzuconej przez lokalną społeczność dziewczyny przyjazd słynnego artysty Charlesa Aubreya, jego egzotycznej kochanki i ich córek na letnie wakacje jest niczym powiew świeżego powietrza. Jako muza Charlesa, Mitzy wchodzi w głęboką, trwałą relację z rodziną Aubreyów na tr...

Ocena czytelników: 5 (głosów: 3)
Autor recenzji ocenił książkę na: 4.0