Na zapoznanie się z twórczością Martyny Raduchowskiej miałam ochotę już od jakiegoś czasu, a konkretnie odkąd zobaczyłam w zapowiedziach jej poprzednią powieść „Demon luster”. Niestety jakoś się nie złożyło. Ale pojawiła się kolejna okazja, premiera „Łez Mai”. Naszły mnie pewne wątpliwości, kiedy przeczytałam opis i okazało się, że powieści bliżej do SF niż fantasy, ale stwierdziłam, że dam jej szansę. I dzisiaj cieszę się, że to zrobiłam.
Autorka funduje nam małą wycieczkę w przyszłość, mamy rok 2037. Wiele się na świecie zmieniło. Jednak dla nas najważniejsze jest, co zmieniło się w świecie porucznika Jareda Quinna. Po trzech latach od krwawej masakry, w której stracił całą swoją drużynę, Red wraca do pracy w wydziale zabójstw. Tylko, że praca w policji nie wygląda już tak jak to zapamiętał, teraz całą robotę odwalają nowoczesne technologie a policjant może tak na dobą sprawę siedzieć za biurkiem i popijać kawkę, czekając aż system wskaże mu mordercę. Dla gliny ze starej szkoły nie jest łatwo się do tego przyzwyczaić. Jednak życie potrafi zaskoczyć i oto trafia im się morderstwo, gdzie na miejscu zbrodni coś usmażyło całą nowoczesną technologię. Ku wielkiej i skrywanej radości wydziału, trzeba wrócić do starych metod, a w tym Jared odnajduje się bez problemu. Mimo dziwnych snów, popadania w paranoję i problemami z odnalezieniem się w nowej rzeczywistości, Red zrobi wszystko, żeby doprowadzić tę sprawę do końca.
Gdybym miała w skrócie opisać tę książkę, powiedziałabym, że to klasyczny kryminał osadzony w świecie science fiction. I okazuje się, że taka forma powieści jest naprawdę ciekawa. Mamy tu morderstwa i śledztwo, a do tego jeszcze multum nowoczesnej technologii, androidy, sztuczną inteligencję, chipy ulepszające mózg i całe ciało, latające samochody i wiele innych. Tutaj autorka poradziła sobie znakomicie, bo opisała ten świat od początku od końca, od rzeczy tak spektakularnych jak udoskonalenie mózgu, po najdrobniejsze przedmioty codziennego użytku, a dzięki temu czytelnik ma wrażenie realizmu. I za to należą się naprawdę ogromne brawa, wykreowanie całkiem nowej rzeczywistości to nie dala wyzwanie, a tutaj autorka poradziła sobie śpiewająco.
Świetnie jest też wykreowana postać głównego bohatera, twardy glina, naznaczony traumą, nie mogący pogodzić się z ulepszaczami w swoim ciele, które umieszczono tam bez jego zgody. Przepełniony żądzą zemsty na swojej byłej partnerce, androidzie, która zdradziła i doprowadziła tym do śmierci wielu ludzi.
Nie mogę się też oprzeć wrażeniu, że ta wizja przyszłości, to trochę puszczenie oka w stronę naszej nieustannej pogoni za technologią. I przy okazji pokazanie do czego może nas to doprowadzić. Dzisiaj człowiek pozbawiony swojego smartfona czuje się jakby stracił rękę, a autorka pokazuje nam całkiem nowy poziom uzależnienia od technologii. I jak ludzie bez niej są jak dzieci we mgle.
Cóż mogę rzec, to po prostu dobra książka w swoim gatunku. Świetnie napisana, z bohaterami wykreowanymi na ludzi z krwi i kości, z ciekawą fabułą i zagadką, która trzyma do samego końca w niepewności. Zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie, więc gorąco polecam. I na koniec muszę dodać, że ktoś bardzo tę książkę skrzywdził okładką, więc apeluję, w tym przypadku zdecydowanie nie oceniajcie książki po okładce!
Więcej recenzji na blogu
http://magiczna-czytelnia-viconii.blogspot.com/