"Ostatni pociąg do Babylon" to książka, która była dosyć szeroko reklamowana przez wydawnictwo. Czy rzeczywiście jest czym się zachwycać?
Aubrey, jako główna bohaterka, wydała mi się taka nijaka. Jako, że historię obserwujemy z jej punktu widzenia, mamy wgląd w jej myśli i przemyślenia, które w większości są tylko jej użalaniem się nad sobą (tak to odebrałam, wiem, że to książka o problemach, ale bez przesady). Przez ponad połowę powieści nie wiemy dlaczego Aubrey i Rachel przestały się przyjaźnić oraz dlaczego dziewczyny zerwały ze sobą kontakt i dosyć ciężko się jest tego domyśleć – to zasłużyło na ogromny plus.
Charlee Fam przeplata teraźniejszość z przeszłością, no i właśnie ta przeszłość była bardziej ciekawa. Akcja powieści jest bardzo powolna. Książka momentami bardzo nużąca i męcząca. Były też fragmenty, które potrafiły wciągnąć albo rozśmieszyć, ale to rzadko kiedy się pojawiało. Miałam wrażenie, że autorka większość rzeczy poupychała tutaj na siłę i wszystko wyszło bardzo nierealnie. Bo mamy tego naprawdę sporo: jest i alkohol (dużo alkoholu), i narkotyki, i seks, a w większości chodzi tu o nieletnich.
I co mnie jeszcze w tej książce denerwowało? Literówki, których było trochę. I to nie tylko literówki odkryłam, znaleźć można również błąd w oznaczeniu dat. To wszystko powoduje, że książkę czyta się trochę ciężko, do niektórych fragmentów trzeba było się cofać.
Podsumowując. Szczerze zawiodłam się na tej pozycji. Pomimo ciekawego opisu i w większości dobrych recenzji nie zachwyciłam się tą pozycją. Książka o utracie, bólu i zdradzie, ale jednak czytałam lepsze. Jedyne co mnie zauroczyło to okładka, zarówno ta polska i ta oryginalna.
http://magiczneksiazki.blogspot.com/