Lauren Olivier podbiła moje serce trylogią „Delirium” i historią Leny. Sięgając po jej debiutancką powieść „7 razy dziś” miałam nadzieję, że perypetie Sam dostarczą mi niepowtarzalnych literackich doznań, ale nie przypuszczałam, że autorka tak pozytywnie mnie zaskoczy.
Główną bohaterką powieści „7 razy dziś” jest nastoletnia uczennica liceum Sam Kingston. Dziewczyna, która wraz ze swoimi przyjaciółkami wspięła się na szczyt hierarchii popularności. Czuje się lepsza od innych, a jej horyzont kończy się z czubkiem własnego nosa. Nie przeszkadza jej, ze swoim zachowaniem rani innych i chętnie wciela się w przypisaną zajmowanej pozycji rolę. I pewnie dalej wiodłaby swoje idealne życia, gdyby w dniu Kupidyna nie doszło do pewnego wypadku, który sprawił, że piątek 12 lutego stał się jej przekleństwem. Ale czy pusta i zadufana w sobie nastolatka będzie umiała wyciągnąć wnioski z lekcji jaką zafundował jej los?
Sam przeżywa ten sam dzień siedem razy i mimo że nikt nie odebrał jej prawa do podejmowania decyzji oraz dokonywania wyborów traci kontrolę nad własną egzystencją. Początkowa dezorientacja przeradza się w walkę o odzyskanie własnego życia, ale czy na naprawienie niektórych błędów nie jest już za późno? W czasie tych kilku dni bohaterka przechodzi długą i krętą drogę, która nie tylko przynosi jej prawdę o samej sobie, ale też pozwala spojrzeć na własne życie z dystansu. Przeszacować system wartości i dostrzec to, co od dawna było poza zasięgiem jej wzroku. Uświadomienie jest bolesne, ale dziewczyna nie poddaje się i podejmuje trud rozwiązania równania będącego wypadkową wielu zmiennych.
Autorka w bardzo obrazowy sposób pokazuje przekrój szkolnego środowiska i panujące w nim zależności. Od elit w których królują miss popularności po sam dół, gdzie znajdują się mniej piękni i słabsi, z których można drwić i robić im głupie żarty. Gdzie brak akceptacji, ocenianie drugiego człowieka po pozach i szufladkowanie to chleb powszedni. Okazuje się że liceum to arena, na której nieustannie dochodzi do demonstracji władzy, wyższości i podłości, a przyjaźń opiera się na bardzo kruchych fundamentach.
Lauren Oliver stworzyła negatywną bohaterkę i dała jej szansę na wydoroślenie i zmiany we własnym życiu. Pozwoliła czytelnikowi obserwować zachodzące w niej zmiany i pokazała, że zachowanie i osobowość każdego człowieka jest sumą jego charakteru, pragnień, przeszłości, a także środowiska w jakim przyszło mu żyć. Młodzi ludzie z natury nie są źli, a czasem gubią się i brakuje im odwagi by zawrócić ze źle obranej ścieżki.
Fabuła powieści oparta jest na ciekawym choć nienowatorskim pomyśle, którego potencjał został w pełni wykorzystany. Autorka już w prologu wyciąga asa z rękawa, a potem sprytnie mami czytelnika, sprawiając, że do samego końca powieści nie ma pewności czy przedstawione wydarzenia są jawą, snem lub urojeniem. I choć nie dzieje się dużo i pewne elementy stale powtarzają się, to każdy dzień niesie za sobą kolejne informacje, które z biegiem czasu tworzą spójną całość.
„7 razy dziś” to intrygującą opowieść dostarczająca różnorodnych wrażeń i emocji. Pisarka w interesujący sposób splata losy bohaterów by zwrócić uwagę czytelnika na wiele ważnych kwestii. I choć pozornie w tej historii nie ma nic odkrywczego, bo przecież każdy z nas wie, że podejmowane decyzje niosą za sobą konsekwencje, a przyczyny i skutki są nieodzownym elementem egzystencji człowieka, to po lekturze książki pozostaje niedosyt i retoryczne pytanie: po co to wszystko?
Dla mnie przygoda z debiutancką powieścią Lauren Oliver była ciekawym doświadczeniem wywołującym skrajne odczucia. Pozornie prosta i lekka historia stała się trampoliną pobudzającą do refleksji, przemyśleń i wyciągania wniosków. Okazuje się, że literatura młodzieżowa wcale nie musi być naiwna, nudna i skupiająca się wyłącznie na wątku miłosnym. Książkę polecam każdemu, kto lubi podróże literackie kończące się niedowierzaniem i rozdartym sercem.