Szybkie przeczytanie opisu (co by za dużo nie zapamiętać) i miła dla oka okładka skutecznie potrafią skusić mnie do sięgnięcia po dany tytuł. Powtórzę się po raz nie wiem który, ale uwielbiam zaczytywać się w literaturze kobiecej, bo to bardzo dobrze mnie relaksuje. Zawsze wyciągnę jakieś ciekawe dla siebie wnioski oraz spędzę miło czas. Gdy listonosz przyniósł mój egzemplarz Stalowego serca, ucieszyłam się, że powieść ta ma dużą ilość stron, bo liczyłam na to, że opowieść na kartach książki spełni moje oczekiwania względem fabuły oraz bohaterów. Czy się przeliczyłam?
Narratorką a zarazem główną bohaterką powieści Laven Rose pod tytułem Stalowe serce jest niespełna trzydziestoletnia Emilia Ligocka. Właśnie przymierza swoją suknię ślubną, która kompletnie nie przypadła jej do gustu, ale robi to, bo zaprojektowała ją dla niej przyszła teściowa. Narzeczonym bohaterki jest Anatol. Niedość, że imię dosyć niespotykane to i sama jego postać jest okropna. Nie liczy się dla niego zdanie narzeczonej, w sumie nie wiadomo po co razem są i biorą ślub. Na szczęście, pewnego dnia wszystko się zmieniło. Emilia musi wyjechać służbowo i od tego wydarzenia zmienia się jej całe życie. Poznaje niebywale przystojnego Amerykanina o imieniu Kris. Bohaterka jest pod wielkim wrażeniem względem tego mężczyzny oraz nie wie, jakie niespodzianki jeszcze ją spotkają.
Ogólnie pomysł na fabułę nie jest zbyt odkrywczy oraz pewnie nie raz czytałam coś podobnego, jednak urzekają mnie takie historie i uwielbiam się w nie wgłębiać. Stalowe serce byłoby idealną powieścią, gdyby nie to, co irytuje mnie strasznie w każdej powieści. Największą rzeczą, której nienawidzę to pieszczenie się bohaterów. Nie chodzi mi o takie fizyczne zabawy, ale raczej słowne, gdy co drugie słowo i co każdy płacz jedno z nich mówi do drugiego coś w stylu: „Kocham cię i nigdy, nigdy cię nie zostawię”, „Jesteś dla mnie najważniejsza/-szy”. Bardzo tego nie lubię, więc przez większość lektury nie mogłam znieść zachowania bohaterów.
Poza tym znalazłam kilka absurdalnych rzeczy, o których nawet nigdy bym nie pomyślała, na przykład Emilia LECĄC samolotem wysyłała smsy do swojej przyjaciółki. Czy to nie jest czasem zabronione? Bawiło mnie też to, że w pewnym momencie bohaterka narzekała na to, że nie ma pieniędzy, ani jej przyjaciółka, ale ta kupiła jej w prezencie buty od Stelli McCartney, a sama nosiła płaszcz Burberry. Trochę mnie to zdziwiło, w sumie nie trochę, a bardzo. Nie mniej jednak Stalowe serce wciągnęło mnie i nie mogłam oderwać się od tej historii.
Autorka wykreowała niebywale zagadkową oraz ciekawą przeszłość Krisa. Och! Urzekł mnie on już od pierwszej strony, gdy się pojawił. Uwielbiam takich bohaterów, po prostu ideał mężczyzny dla mnie. Chociaż irytowało mnie to, jak Emilia poddawała się każdemu jego kaprysowi i jak bardzo mu ufała już od pierwszej chwili to myślę, że pewnie postąpiłabym tak samo na jej miejscu. Taka przygoda pewnie nie przytrafiłaby się ponownie!
Mam nadzieję, że ta powieść przypadnie naprawdę wielu czytelniczkom do gustu, bo na to zasługuje. Nie była do końca w moim stylu, ale i tak będę z niecierpliwością czekać na kolejny tom, który mam nadzieję kiedyś ujrzy światła w księgarniach. Stalowe serce poza piękną, klimatyczną okładką ma również niezłą fabułę. Moim zdaniem, przez swoich bohaterów autorka chce pokazać, że szczęście czeka na nas na każdym rogu! Wystarczy tylko dobrze wyjrzeć i dać mu szansę, a przede wszystkim wyrwać się z niszczącego nas związku, który tylko przynosi same smutki.
Pomimo tych kilku minusów powieść polecam!
everydayxbook.blogspot.com