Prawda, że tytuł dość zaskakujący? Czy rzeczywiście ta Ameryka, którą znamy z filmów, piosenek, książek, komiksów i różnych przekazów medialnych, z naszych wyobrażeń istnieje naprawdę? Przecież nasze marzenia, zabawy, fascynacje od dzieciństwa karmione są jak nie kowbojami, to jazdą np. Harleyem słynną Route 66, fortuną z Las Vegas, czy magią Miasta Aniołów i Hollywood. Autor - Wojciech Orliński (dziennikarz Gazety Wyborczej) jedzie przez całe Stany, od wybrzeża do wybrzeża śladami różnych "kultowych" miejsc sprawdzając ile jest prawdy w ich legendzie. Mamy więc m.in. Dziki Zachód, rasistowskie południe, Los Angeles, Dolinę krzemową, Roswell, Nowy Jork i jeszcze parę fajnych lokalizacji. Każdy rozdział to pewnego rodzaju esej dotykający spraw społecznych, politycznych no i odnoszący się zawsze w jakiś sposób do popkultury. W każdym rozdziale znajdziemy mnóstwo informacji (również historycznych i niekoniecznie bardzo znanych) na temat różnych wydarzeń, miejsc, bohaterów i co ważne - obrazu jaki został wykreowany i tego jak wygląda to w rzeczywistości.
Czyta się to świetnie, szczególnie jeżeli ktoś trochę jest otrzaskany z kulturą amerykańską - zna twórczość np. Allena, Parkera czy Lovecrafta. Dla zupełnego laika niestety może to być troszkę mniej strawne, autor niby jedynie odwołuje się w wielu miejscach do rożnych dzieł, ale ich znajomość na pewno wpłynie na przyjemność czerpaną z lektury. Czy jest to książka podrożnicza? Ano jeżeli tak to nietypowa - może jedynie 20-30% całości to konkretny opis wyprawy przez Stany i tego co najciekawsze czyli spotkań z ludźmi (jedynie rozdział o Dolnie Krzemowej zawiera trochę więcej "chodzę, przyglądam się, rozmawiam, słucham"). Trudno więc porównywać ją z reportażami i relacjami z wypraw, które najczęściej mamy w głowie myśląc o książkach podróżnicznych. Czy to wada? Niekoniecznie - bowiem mimo, że część książki spokojnie mogłaby powstać bez ruszania się zza biurka to całość stanowi naprawdę smakowite danie - połączenie wszystkich elementów się udało i efektem jest nie tylko przewodnik po pewnych miejscach (choć niektóre na pewno nie wyglądają tak jak w naszych wyobrażeniach), ale przewodnik po różnych ważnych dla kultury (tej masowej też) i wartych poznania dziełach. No i historia: od kolonizacji Ameryki przez "Ojców założycieli", Ku-Klux-Klanu, przyczyn wymierania całych miast i miasteczek, historii budowy autostrad, związków zawowodowych, aż do rewolucji informatycznej czy amerykańskich terorii spiskowych. Tyle smakowitych powiązań, tyle ciekawostek (no właśnie co ma Allen do rasizmu?), łyka się te ponad 300 stron i chciałoby się jeszcze.
Aha - warto wspomnieć: autor otrzymał Nagrodę Magellana dla najlepszej książki podróżniczej 2010 roku. Jak dla mnie to bardziej publicystyka, ale to wcale nie umniejsza przyjemności płynącej z lektury. Nie była ona jakoś dla mnie szczególnie wstrząsająca (jako zdemaskowanie tego, iż Ameryka z naszych wyobrażeń nie istnieje), przecież spore fragmenty: np. o Las Vegas, czy o Los Angeles nie są zaskakujące. Albo to o Disneylandzie: na Main Street, która miała być symbolem kariery małych przedsiębiorców "...rzekomy lokalny cukiernik zaprasza nas na lody, które w rzeczywistości wyprodukował koncern Nestlé. Rzekoma kawiarenka proponuje kawę Nescafé, a napoje chłodzące dostarczyła Coca-Cola. Rzekomy fotograf to punkt sprzedaży Kodaka". Ale muszę też przyznać, że niektóre informacje były dla mnie nowe i bardzo interesujące. A na pewno wszystko jest bardzo dobrze napisane, ze szczyptą humoru i sporą wiedzą na temat tego o czym się pisze. Jedynie czepnąl bym się delikatnie do korekty bo parę razy ewidentnie powtarzają się podobne sfomułowania na tej samej stronie... No i zdjęcia.
Jest ich dużo, ale większość wygląda tak jakby cykał je amator wogóle nie wysiadając z samochodu.
http://notatnikkulturalny.blogspot.com/2011/08/konkurs-amery...