W jednym z amerykańskich parków rozrywki naukowcy eksperymentują by stworzyć nowe hybrydy zwierząt. Mają one stanowić nową rozrywkę, jednak badania wymykają się spod kontroli. Katastrofa biologiczna podzieliła Stany Zjednoczone na wschód od Missisipi. Został wybudowany mur, który odgradza Dziką Strefę. Lane wychowała się w bezpiecznym miejscu, chronionym murem. Kiedy jej ojciec znika a ona zostaje aresztowana przez służbę zdrowia odkrywa, że jej ojciec jest szmuglerem, za co grozi mu śmierć. By go ocalić wyrusza w nieznane, całkowicie nieświadoma, co spotka po drugiej stronie. Szybko się przekonuję, że bajki, które opowiadał jej tata na dobranoc są prawdą, tylko teraz bardziej przypominają koszmar.
Delaney przekonała mnie do siebie całkowicie. Jej ciekawość jest urocza, jednak to jej zachowanie w Dzikiej Strefie mi zaimponowało. Z jednej strony przerażona a z drugiej odważna. Taka mieszanka jest jak najbardziej zrozumiała. Nowy świat, który zna tylko z opowieści potrafi napędzić stracha, a mimo to dziewczyna prze do przodu, by wypełnić zadanie i ocalić ojca. Lane wykazuję się ogromną lojalnością, często to prowadzi do problemów jednak troska o bliskich jest bardzo ważna. Kolejną zaletą jest akceptowalność zmutowanych ludzi. Dostrzega w nich człowieczeństwo i choć często czuję przed nimi strach, nie czuję do nich obrzydzenia.
W trakcie swojej wyprawy Lane spotyka strażnika oraz myśliwego. Dziwnym trafem oboje pragną jej pomóc. Everson to strażnik, którego głównym celem jest znalezienie leku na ferae. Przyznaję, że jest to stereotypowa postać męska, która jest często spotykana. Miły i z wielkimi ideami, walczy o dobro. Zawsze postępuję słusznie i choć go polubiłam to nie ona skradł moje serce. Rafe jest gburowatym, bezwzględnym myśliwym, który poluje na Dzikich. Zachowuję się bezczelnie i samolubnie, lecz z biegiem wydarzeń czytelnik ma możliwość zagłębić się w jego wewnętrzne demony i zrozumieć, co kieruję tym niewątpliwie pociągającym młodym mężczyzną.
I tu z pewnością nasuwa się wam stwierdzeni, że to kolejny trójkąt miłosny. Po części jest to prawda, ale o dziwo nie jest to irytujące. Relacje między tą trójką opierają się na chęci przetrwani, misji do wypełnienia i budzącej się przyjaźni. Nie ma tu zawiści i złości, choć uszczypliwości pojawiają się. Bohaterowie umieją spojrzeć ponad ludzkie słabości postąpić słuszne. Mimo lekkiego niezdecydowania bohaterki, przyznaję, że nie czułam złości, co zaskoczyło nawet mnie, gdyż nie lubię tak rozwijającego się wątku miłosnego. Stanowi on istotną część powieści, lecz nie przytłacza. Szybka akcja, która jest nasycona walkami, dziwnymi stworami i potyczkami pochłania czytelnika całkowicie. W książce nieustannie coś się dzieje, misja ocalenia ojca oraz plan schwytania tajemniczego, seryjnego mordercy nie pozwoli się nudzić nikomu. Pani Kat Falls pisze lekko i błyskotliwie a książkę czyta się lekko i szybko.
„Nieludzie” to kolejna dystonia, jednak nie jest szczególnie ciężka. Wykreowany świat jest diabelnie niebezpieczny a zarażeni ludzie to prawdziwa zagadka. Podczas czytania pojawił się nie tylko śmiech, ale i łzy, pomimo kilku beznadziejnych sytuacji ostatecznie nie jestem zszokowana czy przerażona, tak naprawdę świetnie się bawiłam. Po skończonej lekturze czuję zadowolenie z odbycia pasjonującej, choć brutalnej i niebezpiecznej przygody. Chciałaby znów zagłębić się w dzicz i poznać kolejnego, zaskakującego bohatera. Książka zachwyca atrakcyjnością krajobrazu oraz dobrze skrojonymi bohaterami, lecz to dialogi robią prawdziwą furorę. Błyszczą humorem, sarkazmem oraz dwuznacznością. Jak najbardziej polecam!
5/6