Czy wierzycie w miłość od pierwszego wejrzenia? Czy pamiętacie emocje związane z wyborem sukni ślubnej (a kto jeszcze jest przed tym wydarzeniem to czyż nie marzył wiele razy o pięknie tego stroju?)?
Czasami wystarczy jedno spojrzenie, by wiedzieć że to ten jedyny, ta jedyna. Miłość nie pyta o pozwolenie, tylko tak zwyczajnie zalewa serca dwojga ludzi. Najważniejsze, by była wzajemna.
Emocje związane z odpowiedziami na powyższe pytania znalazłam w debiutanckiej powieści Laven Rose "Stalowe serce". Nad lekturą spędziłam pięć dni a czy było warto?
Dwudziestosiedmioletnia Emilia Ligocka żyje w niezbyt szczęśliwym związku. Jej narzeczony - Anatol - nie daje dziewczynie poczucia bezpieczeństwa, zdarzało się że ją uderzył. Emilia coraz bardziej czuje, że zbliżający się ślub to błąd. Suknia, którą przygotowała teściowa zupełnie nie jest w jej guście a wystawne i opływające w przepych wesele zupełnie nie wpisuje się w marzenia przyszłej panny młodej. Poza tym Emilia wciąż wraca do swojej przeszłości: do wypadku samochodowego, w którym zginęli rodzice a kilka miesięcy później ona sama została skrzywdzona - nieznany sprawca zgwałcił ją a była jeszcze dziewicą... Od tamtego wydarzenia, dziewczyna czuje obrzydzenie do swojego ciała i może dlatego kontakty z Anatolem są niezadowalające.
Anatol chciał sobie narzeczoną podporządkować, nie chciał, by praca była dla niej tak ważna. Jednak w końcu Emi przejrzała na oczy i wyszła z surowego mieszkania mężczyzny, gdy ten nie wyraził zgody na jej służbowy wyjazd do Anglii. W Londynie Emi spotkała się z szefem i wtedy okazało się, że klient poleciał do Stanów Zjednoczonych i dziewczyna ma za nim podążyć (choć wtedy nie zdawała sobie sprawy jaka to będzie niebezpieczna przygoda). A ona tak bardzo nie lubiła startów i lądowań... Na szczęście los na jej drodze postawił najprzystojniejszego, najseksowniejszego i obdarzonego najbardziej niebieskimi oczami mężczyzną jakiego w życiu widziała - Kristophera, młodego Amerykanina.
To on pomógł jej podczas niespodziewanych komplikacji w spotkaniu z klientem, to on pozwolił uwierzyć, że oto nareszcie los okazał się łaskawy i postanowił dać jej uczucie, prawdziwe i piękne. Choć okraszone łzami, ponieważ Kris jest mężczyzną skrywającym wiele ze swego życia i swej przeszłości. Tych dwoje połączyła szczera miłość i trudne przeżycia, ponieważ oboje stracili rodziców i oboje czuli się w pewien sposób skrzywdzeni przez życie. Niestety nie byli wobec siebie całkiem szczerzy, co jedynie piętrzyło liczne problemy w ich życiu. Wiedzieli, że chcą być razem, jednak jaka jest tego cena? Kris już nawet w kwestii imienia skłamał, bowiem ma na imię Matthew. Dlaczego to zrobił? A co dopiero reszta jego życia... Same tajemnice: praca, nagłe znikanie na kilka dni, niebotyczne bogactwo, dziwnie zachowujący się wuj, strach dotyczący odejścia ukochanej. Co takiego skrywa Matt? Czy odnajdzie ukochaną w Polsce? Co będzie dla niego ważniejsze: praca w firmie z wujem czy pierwsza kobieta w życiu, którą jest Emi? Czy będą razem?
Powieść, która zaskakuje, obfituje w wydarzenia, emocje, uczucia, niespodzianki oraz tajemnice. Czytelnik nie ma szans się nudzić z takimi bohaterami jak Emi i Matt. Ileż ja łez wylałam czytając książkę, pobiłam chyba swoisty rekord, zwłaszcza że nie były to tylko łzy wzruszenia, lecz również złości, bezsilności i nadziei. Może to moja sytuacja życiowa spowodowała, że tak reagowałam na historię miłości, rozgrywającą się w trzech państwach (Polska, Wielka Brytania i Stany Zjednoczone)? Ech... albo się starzeję i staję sentymentalna... Ale ogromnie kibicowałam tej parze a autorka przygotowała dla nich tak wiele przeszkód w drodze do szczęścia...
Jednak "Stalowe serce" to nie tylko Emilia i Matthew. Poznałam również inne, świetnie nakreślone postacie. Oprócz wspomnianego wcześniej byłego już narzeczonego Anatola, jest też Jo - wizażysta, nie do końca pewny swojej orientacji seksualnej, ale zakochany w Emi. Dużo miejsca poświęcono również Agnieszce - najlepszej przyjaciółce Emi. Dziewczyny poznały się na studiach psychologicznych i od tamtego czasu zawsze i wszędzie mogą na siebie liczyć. Aga pomaga przyjaciółce w jej problemach miłosnych, mimo że sama kilka lat wcześniej utraciła swoją miłość i wciąż nie może o niej zapomnieć. Wrogo nastawiony do Emi, zamknięty w sobie i skupiony na pracy to z kolei James, wuj Matta.
Na przykładzie dwudziestych ósmych urodzin Emi przekonałam się, że choć w świecie literatury jestem doskonałym detektywem. Bezbłędnie zgadłam, jakież to dwa prezenty otrzyma w ten szczególny dzień solenizantka. Jednak o ile pierwszy przyjęła z wdzięcznością, to drugi przez bardzo długi czas stanowił znaczny problem i nie chciała go nazywać "swoim".
Niniejsza powieść w znacznej mierze jest opowieścią o miłości, jest romansem który ukazuje dwoje ludzi, szukających dla swoich zranionych serc i dusz drugiej połowy. Szukają ukojenia, ciepłych ramion i bezpieczeństwa. Emi przełamuje swoje małe bariery i lęki a Matt powoli odkrywa przed nią kolejne tajemnice (wtedy zaczyna się lektura akcji, sensacja wręcz). Każda następna szokuje bardziej niż poprzednia. Jednak panna Ligocka chcąc żyć w szczęściu ze swoją miłością musi poznać jego przeszłość i demony trapiące go obecnie. Czy Emi podoła temu wyzwaniu? Czy kolejne jej odejścia nie spowodują czasem rozpadu związku? Czy miłość przetrwa wszystko? Czy Matt za każdym razem będzie próbował ją odnaleźć u wyjaśnić? A co jeśli ona nie będzie chciała słuchać?
Miłość to trudny "kawałek chleba". Wprawdzie to powieść, fikcja literacka, może chwilami za bardzo przerysowana rzeczywistość i specjalnie utrudnione życie bohaterów, ale sporo jest tutaj prawdy życiowej. Niełatwo jest znaleźć prawdziwą miłość, niełatwo porozumieć się na wielu polach i wreszcie niełatwo normalnie żyć, tak na co dzień. Bo przecież problemów w magiczny sposób wciąż przybywa... Kibicowałam ich miłości, choć nie powiem chwilami strasznie mnie denerwowali swoim zachowaniem, zachowywali się jak dzieci w piaskownicy. Chcieli być razem, uczucie było wręcz wszechogarniające, ale momentami nie wiedzieli jak się do tego związku i bycia razem zabrać. Ona uciekała, on nie mówił prawdy a kiedy już mówił to ona nie wierzyła. Ta ich miłość to jak zabawa w podchody. Kiedy już zatracali się w swoim uczuciu, miłości i seksualności to szczęście aż promieniało poza karty książki. Widać, że są dla siebie stworzeni.
Autorka, mimo że debiutantka, doskonale sobie poradziła z bogatą w treść powieścią. Podoba mi się jej styl pisania, dialogi i pomysły na przygody dla postaci. Nie bała się trudnych tematów: zakazanej miłości, gwałtu, wrogości i wszystkich tych tajemniczych spraw, które dotyczą Matta (wybaczcie, ale nie zdradzę Wam ani jednego szczegółu, wiem jakie to emocje, kiedy odkrywałam je sama). I nawet pseudonim autorki nawiązuje w świetny sposób do treści książki.
Minusy? Powieść mi się podobała i nie mogę za bardzo jej skrytykować, może bardziej w formie życzenia - by kolejny tom był mniej płaczliwy?
Ale niech oczywiście chwyta za serce i napełnia duszę - nadzieją i miłością, a także szczęściem i radością.
Zatem może tylko jedna sprawa - aż do samego końca lektury nie poznałam prawdy o wydarzeniach, które dotyczą Jamesa i Matta (ich relacji) oraz prawdy o bliznach Matta. Emi domyśla się czegoś w sprawie ich niebieskich oczu, ale co przed laty kierowało Jamesem? Liczę, że wyjaśni się w to kolejnej książce. Najważniejsze, że tragiczne wydarzenia z życia Emilii się wyjaśniły.
Jak zakończą się perypetie Emi i Matta? Hmmm.... prawda jest taka, że nie wiem. "Stalowe serce" to taki rollercoaster zdarzeń. Jest ich mnóstwo a na dodatek skupiają na sobie całą uwagę czytelnika. Wyzuwają z emocji. Akcja wciąż zmienia miejsce, czytelnik zostaje przeniesiony coraz to do innego kraju. Zostają mu podarowane chwile wzniosłe, romantyczne, by za moment przeżywać grozę porwania czy zniknięcia. Ciekawym elementem książki są też listy i maile - z wielką niecierpliwością zaczynałam czytać ich treść, by z zaskoczeniem na twarzy odkryć co zawierają oraz co wniosą w życie Emi, Matta, Jo czy Agnieszki.
A wszystko kończy się... morzem moich łez i informacją, że ciąg dalszy nastąpi. Autorka pisze kontynuację a ja nie mogę się jej doczekać. Poważnie! Zostawić czytelnika w takim momencie... Pozostaje mi tylko czekać i kibicować tym razem autorce a dopiero później bohaterom. Genialna powieść z lawendą i różami w tle. Polecam
Recenzja pochodzi z mojego bloga czytelnicza-dusza.blogspot.com