Niezapomniane dni...

Recenzja książki Będę tam
To, czego doświadczamy, często kształtuje naszą osobowość. Pewne wydarzenia odbijają się szerokim echem na całym naszym dalszym życiu. Niektóre spotkania wydają się być nam od zawsze przeznaczone. To właśnie zapis takich i wielu innych chwil z życia kilkorga bardzo do siebie przywiązanych ludzi. Historia, którą trudno ot tak określić, opisać kilkoma zaledwie słowami. I nie należy tego robić, bo mogłaby wiele na tym stracić.

Przygnębiona po śmierci matki Jeong Yun bierze urlop dziekański i wraca w rodzinne strony, by po roku kontynuować studia. Tam, jakby za zrządzeniem losu, za sprawą wykładów profesora Yuna poznaje dwójkę przyjaciół - sympatycznego Myeong-seo i skrytą Mi-ru z poparzonymi dłońmi. I jakby już podświadomie wie, że wkrótce ich ścieżki ponownie się zejdą, tym razem na dłużej. Pośród niespokojnych czasów, chaosu wywołanego studenckimi demonstracjami mają siebie nawzajem i mogą na sobie polegać. Razem odkrywają wiele pięknych miejsc i historie, które skrywa pośród swoich uliczek miasto. Dzielą ze sobą szczęście, smutek i te całkiem zwyczajne chwile. Z czasem Yun poznaje tych dwoje coraz lepiej, także przyczynę poparzeń na dłoniach Mi-ru - tragedię, której nie potrafili zapobiec. Jest jeszcze Dan, zakochany w Yun przyjaciel z dzieciństwa, który również odegra w tej historii ważną rolę.

"Gdybym tylko wiedziała, że w momencie, kiedy coś się kończy, coś innego się zaczyna..."



Yun to bardzo specyficzna bohaterka, zwłaszcza jeśli skupimy się na jej zachowaniu z początku powieści. Nie potrafi sobie znaleźć miejsca, zasłania okna czarnym papierem, czasami stoi przed wejściem na uczelnie, by po dłuższej chwili zawrócić jak gdyby nigdy nic. Jest kompletnie rozstrojona, po części przez postawę matki, która po zdiagnozowaniu choroby wysyła córkę do miasta, by nie obarczać ją tym ciężarem. Znajomość z Myeong-seo i Mi-ru okazuje się dla niej wybawieniem, pozwala znów poczuć, że żyje. Wkrótce ze wzajemnością zakochuje się w Myeong-seo, jednak, jak się okazuje, nie jest to łatwe uczucie, zwłaszcza uwzględniając kolejne wydarzenia. W Yun w ciągu całego tego czasu zaszły ogromne zmiany, a autorce bardzo dobrze udało się to ukazać. Bohaterowie mają swoją głębię, cały bagaż doświadczeń, który stale wpływa na kształtowanie się ich osobowości. Nie mogłabym też nie wspomnieć o profesorze Yunie, niejako ich mentorze, a przede wszystkim niezwykle sympatycznym, choć łatwo popadającym w melancholię człowieku.

To opowieść mająca w sobie nutkę melancholii i ulotności, napisana w swobodny i przyjemny w odbiorze sposób z perspektywy samej Jeong Yun. Niezwykle plastyczne opisy sprawiły, że przynajmniej raz zdarzyło mi się zaznaczyć pewien fragment tylko dlatego, że naprawdę ładnie brzmiał. Minusem były pojawiające się od czasu do czasu literówki. Powieść ta wydaje się dość niepozorna, jednak już wkrótce nie mogłam się od niej oderwać. Stanowi pewien rodzaj sentymentalnej podróży w przeszłość; charakteryzuje ją bajdurzenie, nietypowe porównania przy okazywaniu uczuć i krążenie wokół głównego, wciąż jeszcze niewyraźnego tematu, stopniowe zbliżanie się do sedna okrężną drogą. Dla jednych taki sposób narracji może się wydać nieco irytujący, jednak moim zdaniem tworzy to pewien specyficzny, charakterystyczny tylko dla tej historii klimat. Z kolei zapiski z Brązowej Księgi przybliżają nam rozgrywające się wydarzenia z perspektywy Myeong-seo. Dodatkowo książka zawiera sporadyczne ilustracje autorstwa Katarzyny Łucznik.

"Uświadomiłam sobie, że powinno się pytać innych, czy nas kochają, tylko jeśli my ich kochamy,
niezależnie jaką odpowiedź uzyskamy."



Yun, Myeong-seo i Mi-ru praktycznie od samego początku przywodzili mi na myśl trójkę przyjaciół z "Norwegian Wood". I rzeczywiście znajdzie się tu kilka podobieństw, a sama stylistyka powieści pod niektórymi względami pasuje do tej znanej mi z twórczości Murakamiego, jednak nie ma co brnąć w to porównanie za daleko.

Tak, jak już wspomniałam przy okazji "Naszych szczęśliwych czasów", literatura koreańska ma w sobie coś specyficznego, zdecydowanie odróżnia się od zachodnich powieści i właśnie to jest jej wielką zaletą. Począwszy od pomysłu, przez jego wykorzystanie, aż po naturalnie wpleciony w historię niebanalny, czasami nieoczywisty wątek miłosny - wszystko to ma w sobie pewną świeżość i ciekawi, choć nie zawsze napawa optymizmem. Tym samym utwierdziłam się w przekonaniu, że po literaturę koreańską warto sięgać i mam nadzieję, że od tej pory częściej będę miała taką okazję.

"Mam nadzieję, iż każdy ma kogoś, komu w każdym momencie bycia razem chce powiedzieć: Nigdy nie zapomnimy tego dnia. [...] Mam nadzieję, że wszyscy będziecie takimi osobami, które nie zawahają się powiedzieć: Będę tam."



Recenzja z mojego bloga:
http://krople-szczescia.blogspot.com/2015/05/shin-kyung-sook...
0 0
Dodał:
Dodano: 25 V 2015 (ponad 10 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 312
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Zuza
Wiek: 27 lat
Z nami od: 04 VII 2012

Recenzowana książka

Będę tam



Seul, lata osiemdziesiąte XX wieku. Jeong Yun po rocznym urlopie dziekańskim wraca na studia, gdzie spotyka Myeong-seo i Mi-ru. Już od pierwszego spotkania nowi przyjaciele intrygują Yun nie mniej niż pełne tajemnic uliczki Seulu. Czasy są ciężkie - Korea Południowa wciąż znajduje się pod dyktaturą wojskową cała trójka zaprzyjaźnia się, wspiera wzajemnie i darzy specjalnym uczuciem. Tajemnicze zgo...

Ocena czytelników: 4.5 (głosów: 3)
Autor recenzji ocenił książkę na: 5.0