Słodko-gorzki smak minionego czasu

Recenzja książki Ostatni z żywych. Opowieści z fabryki snów.
Po tę i inne recenzje zapraszam na www.recenzent.com.pl

W czasie studiów filmoznawczych ubolewałam nad tym, że tyle uwagi poświęca się „wielkiej” kinematografii, a tak mało tej popularnej. A kiedy piszę „popularnej” nie mam na myśli współczesnych blockbusterów, a hity „złotego wieku Hollywood” i późniejsze – do lat 70. Niewiele mówiliśmy o Rogerze Moorze, Gregorym Pecku, Audrey Hepburn czy Elizabeth Taylor, że wymienię kilka przypadkowych nazwisk. Do bólu za to omawialiśmy niemiecki ekspresjonizm czy włoski neorealizm. Szkoda. Chciałabym wiedzieć, czy moi wykładowcy śmieją się czy płaczą na „Przeminęło z wiatrem” albo „Rzymskich wakacjach”, a wiem jedynie, kto sto razy widział „Błękitnego anioła” z Marlene’ą Dietrich. Miałam jednak okazję poszerzyć swoją wiedzę, chociaż może nieco nietypowo, oddając się lekturze książki „Ostatni z żywych. Opowieści z fabryki snów” Rogera Moore’a.
To naprawdę ładnie wydana pozycja – nieprzesadzona i czytelna. Zdjęcia na obu stronach okładki prezentują nie tyle samego autora, co jego w otoczeniu innych gwiazd na przestrzeni wielu lat. Wykorzystanie klasycznej bieli, szarości i złota jest jednak nieco zwodnicze w kontekście zawartości tomu, bowiem spostrzeżenia Moore’a są dalekie od eleganckiego savoir vivre’u (ale o tym później). Także wnętrze tomu wypełniają fotografie – starsze w czerni i bieli oraz nowsze w kolorze.
Książka Moore’a to zbiór opowieści własnych i zasłyszanych, zbieranych na przestrzeni wielu lat znakomitej kariery. Aktor szafuje nazwiskami, nierzadko przywołując znane ze srebrnego ekranu postaci w zupełnie niespodziewanych – czasami zabawnych, a niekiedy wstydliwych – sytuacjach. Moore zdecydował się podzielić swoją książkę na rozdziały opatrzone nazwami funkcji, jakie pełnili bohaterowie owych historyjek bądź innymi cechami charakterystycznymi – aktorki, producenci czy współpracownicy z Pinewood. Jakie rozrywki umilały aktorom czas pomiędzy ujęciami? Która z aktorek-dam potrafiła kląć jak szewc? Co Frank Sinatra sądził o kacu i jaki numer wycięła mu jego córka? Kto z kim schodził się i rozwodził oraz dlaczego? Moore odkrywa wszystkie karty!
Początkowo trudno było mi się wbić w rytm narracji aktora. Opisywał historie tak, jakby opowiadał je na żywo. Był to dość chaotyczny monolog, w którym Moore skakał z jednej postaci na drugą, by później wrócić do tej pierwszej. Typowa pogadanka z kumplem w barze. I miało to swój poufały urok – potrafiłam wyobrazić sobie aktora w młodości i wspólne opowiastki przy szklaneczce whisky – z drugiej jednak strony chwilami miałam wrażenie, że to jedynie poza. Połowy nazwisk nie kojarzyłam, a znane zlewały się ze sobą. Później jednak wpadłam w ten rytm i chaos opowieści przestał mi zupełnie przeszkadzać.
Nie oznacza to jednak, że ogólna ocena książki wywindowała nagle na sam szczyt skali. Kilka bowiem historii Moore mógł zachować dla swojej prywatnej wiadomości. Nie jestem pewna, czy chciałam wiedzieć o tym, że jedna z opisywanych postaci zabawiała przyjaciół, puszczając w garderobie gazy i podpalając je podczas uwalniania.
Moore ma także tendencję do snucia opowieści alkoholowych, a właściwie do tworzenia barwnej listy ludzi z problemami w tym zakresie, którym choroba (nie bójmy się tego słowa) odebrała pracę aktora, a niekiedy również rodzinę i dom. Z tą różnicą, że o tym negatywnym aspekcie zazwyczaj nie wspomina, czepiając się jedynie zabawnych epizodów, które rozegrały się „pod wpływem”.
„Ostatni z żywych. Opowieści z fabryki snów” wywołały u mnie wiele emocji. Od skrajnego zniesmaczenia, przez znużenie, aż do śmiechu oraz… łez. Roger Moore ma w tym momencie niemalże dziewięćdziesiąt lat. Znaczna część jego przyjaciół, a aktor chwali się tym, że zawsze miał ich wielu, zakończyła już życie. Nierzadko po długotrwałej i ciężkiej chorobie. Są w książce aktora takie momenty, że trudno byłoby się nie wzruszyć. Jestem pewna, że sam Moore pisał te fragmenty targany emocjami i pogrążony w melancholii. Nagromadzenie tych elementów sprawia, że całość zyskuje słodko-gorzki wymiar. Bo chociaż nieraz można wybuchnąć podczas lektury śmiechem, to z ostatnią stroną pozostaje czytelnikowi obraz śmiechu-echa, śmiechu-epitafium, śmiechu przez łzy straty i ostatecznego pożegnania.
„Ostatni z żywych. Opowieści z fabryki snów” to z pewnością gratka dla fanów kina, zwłaszcza tego starszego, jednak również osoby niezaznajomione z tematem mogą się przy tym zbiorze historii uśmiać. Moore poza aktorskim talentem zyskał najwyraźniej lekkie pióro i zdolność do tworzenia zgrabnych puent. Całość nie jest też zbyt obszerna, więc jeżeli macie ochotę poznać brudne sekrety starego Hollywood, ale nie dla Was opasłe tomiszcza i analityczne księgi specjalistów (którzy w ramach rozluźnienia rzucają czasami jednym czy dwoma żartami z zakresu historii filmu), to sięgnijcie właśnie po tę książkę.
0 0
Dodał:
Dodano: 15 V 2015 (ponad 10 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 230
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Alicja
Wiek: 32 lat
Z nami od: 21 I 2011

Recenzowana książka

Ostatni z żywych. Opowieści z fabryki snów.



Niemal od początku kariery Roger Moore znajdował się w samym sercu show-biznesu. Jako aktor wystąpił w filmach, które przyniosły mu światową sławę, ale poza tym jest jeszcze wyjątkowym żartownisiem, kpiarzem i gawędziarzem. Uchodzi za jednego z najmilszych ludzi w branży i nigdy nie stroni od dobrej zabawy. W tej bajecznej kolekcji anegdot sir Roger wspomina zabawne i zaskakujące epizody z własne...

Ocena czytelników: 4 (głosów: 1)
Autor recenzji ocenił książkę na: 4.0