Åke Edwardson powraca. Powraca w swoim stylu, ale jakże wielkim. "Dom na końcu świata" jest jedenastą częścią z całego cyklu o pracy, ale i życiu prywatnym komisarz Erika Wintera. Fani autora doskonale pamiętają, że poprzednim kryminałem była pozycja, nosząca tytuł "Ostatnia zima". Książka kończy się w niejednoznacznym momencie. Wówczas komisarz Erik Winter (znaczenie nazwiska nieprzypadkowe) musiał rozwiązać sprawę zabójstw kobiet, która nadwyrężyła jego stan psychiczny, ale i fizyczny. "Ostatnia zima" kończy się w momencie, którego nie chcę zdradzać, ale bardzo dramatycznej dla samego komisarza. Dla zorientowanych słowo winter, w języku angielskim oznacza zimę. NIeprzypadkowo autor wybrał nazwisko o takim mroźnym znaczeniu. Ja powody takiej decyzji dostrzegam dwa. Pierwszy to charakter komisarza. Stonowany, wyważony, logiczny charakter Erika Wintera zdecydowanie pomaga mu w rozwiązywania najbardziej zawiłych, okrutnych i skomplikowanych zagadek kryminalnych. Po drugie (do tej pory czytałam trzy pozycje autora, m.in. "Prawie martwy") i w każdej akcja rozgrywała się w czasie zimy, chłodu i ponurej pogody. Nie inaczej jest tym razem . W zimowy dzień do domu młodego małżeństwa zostaje wezwana policja. Para policjantów okrywa makabryczne okrycie, czyli zwłoki kobiety, ale i dwójki jej dzieci. Jednakże w pokoju obok w łóżeczku znajduje się, żywa, malutka dziewczynka. Pytanie brzmi dlaczego ktoś dopuścił się tak okropnego czynu? Jak można zabić malutkie, niewinne dzieci, a jedno zostawić przy życiu? Czy okrucieństwo miało być spotęgowane poprzez świadomość, że niemowlę umiera z głodu i pragnienia? Gdzie się podział pies ofiar? I czemu z miejsca zbrodni zabrano smoczek ocalałego niemowlęcia? Erik Winter po wielomiesięcznej nieobecności wraca do pracy. I od razu bierze na swoje barki brzemię wyjaśnienia tej sprawy. Dyspozycja Wintera nie jest 100%. Mężczyzna cierpi na problemy z alkoholem i schorzenia laryngologiczne. Czy da sobie radę? Czy osobiste problemy nie wpłyną na jego policyjny zmysł? "Dom na końcu świata" jest typowym szwedzkim kryminałem. Bohater, w tym przypadku Erik Winter ma problemy osobiste, i to liczne. Wraca do pracy po wielomiesięcznej niedyspozycji. No i oczywiście klimat, który oddziałuje na wyobraźnie czytelnika. Konstrukcja książki także jest zachowana w typowym modelu powieści autora. Krótkie zdania. Chaotyczna narracja. Dopóki czytelnik nie wgryzie się w fabułę może czuć się oszołomiony oraz zdezorientowany. Åke Edwardson niejednoznacznie oddziela narracje, podejrzanego, sprawcy, czy policji. Ten styl się kocha, nienawidzi bądź toleruje. Jestem na takim etapie, że go lubię, ale i toleruję. Z każdą kolejną pozycją dochodzę do wprawy w oddzielaniu, co i kto myśli czy przekazuje czytelnikowi. Jednakże nie można odmówić Szwedowi, że tworzy diabolicznie doskonałe kryminały. Jest autorem wyśmienitym. Wprawionym twórcą. Doskonale mąci, myli i kieruje czytelnika, co rusz na nowe tropy. Po mistrzowsku przyprawi czytelnika o dreszcz grozy. Polecam serdecznie.
www.figlarneczytanie.pl/2014/07/dom-na-koncu-swiata-ake-edwa...