Moje pierwsze wrażenie na temat Wędrowycza nie było najlepsze. Ot, podstarzały pijaczyna z bardzo wysoką tolerancją alkoholu, bardzo nietypowym życiorysem i bardzo nieprawdopodobnymi przygodami. Pierwsze opowiadanie nie przypadło mi do gustu. A może po prostu musiałam przywyknąć do bardzo specyficznej atmosfery jaka panuje w całej książce? Jego przepis na Hot Doga niezbyt miło zapisał się w mojej pamięci, a horoskop wydał mi się nieco nużący, jednak potem było lepiej. Po pewnym czasie zdołałam zaakceptować osobliwy sposób bycia Wędrowycza, choć wiele z jego cech wciąż mi nie odpowiadało Przymykając oczy na niektóre szczegóły, skupiłam na pozytywnych aspektach opowiadań, a więc zakrawających na absurd sytuacjach, niespodziewanych zwrotach akcji oraz wszechobecnym humorze, który wywołują.
"Głową muru nie przebijesz, do tego potrzebny będzie ci kilof lub dynamit."
Co by nie mówić, to jednak opowiadania (mające od kilku do kilkudziesięciu stron i opatrzone ilustracjami autorstwa Andrzeja Łaski) są dobrym wstępem do tej serii. W ten sposób możemy poznać Jakuba od wielu różnych stron oraz dowiedzieć się, co takiego sądzą o nim osoby, które go znają. A zwykle nie są to zbyt pochlebne rzeczy. Wystarczy wspomnieć, że pobliscy mieszkańcy wystrzegają się go jak ognia i wolą nie wchodzić mu w drogę. Wyjątek stanowią jego znajomi z gospody, choć i ci wolą zrezygnować z bardziej szaleńczych spośród jego przygód. A takowych jest cała masa. Ktoś czyha na życie Wędrowycza? Niech lepiej stary bimbrownik sam sobie z tym radzi. No, chyba że ktoś przestrzeli im cały rząd flaszek, wtedy to już całkiem inna historia...
"- Słuchaj, ubijemy interes - powiedziała rybka. - Ty mnie wypuścisz, a ja spełnię twoje życzenie.
- Jeszcze czego - wściekł się. - Już ja was znam, rybki. Żadnych życzeń, tylko patelnia."
Jako pierwsze moją uwagę przykuło opowiadanie "Na rybki", w którym to znajdziemy kilka przykładów dwulicowej natury złotych rybek. Dalej "Hochsztapler", gdzie Jakub po raz pierwszy pokazał, że nie bez powodu nosi tytuł egzorcysty i od czasu do czasu potrafi spoważnieć, nawet jeśli pozostałym kolegom po fachu trudno to zaakceptować. Co więcej, jego umiejętności nie ograniczają się jedynie do wypędzania duchów, magia również nie jest mu obca, co w naprawdę dziwny sposób kontrastuje z jego codziennym zachowaniem i rolą zawodowego pasożyta społecznego. Wspomniana już wcześniej niezwykle wysoka tolerancja alkoholu także okazuje się dość ważna, może nie tyle dla fabuły, co raczej samego Wędrowycza. Kolejną dość ciekawą historią były "Tajemnice wody", a więc przygoda z czasów pobytu w sanatorium, jedna z niewielu, podczas których bohater był całkowicie trzeźwy. Z kolei "Hotel pod Łupieżcą", czyli wakacje w stylu Wędrowycza, stanowią prawdziwy misz-masz - kradzieże, napaści, policja, sataniści, ukraińska mafia i oczywiście hektolitry alkoholu (niekoniecznie wiadomego pochodzenia). A przed snem czas na "Bajeczkę dla wnuczka", jakiej na pewno jeszcze nie znaliście.
Nie ma się co oszukiwać, "Kroniki Jakuba Wędrowycza" nie każdemu przypadną do gustu. Bardzo specyficzny humor może się wydawać niektórym wręcz niesmaczny, podobnie jak to, co reprezentuje sobą sam bohater. Przyznam, że sama wielokrotnie nie byłam pewna, jak zareagować na niektóre sytuacje, zwłaszcza na końcowe "Przeciw pierwszemu przykazaniu". Ostatecznie dość dobrze bawiłam się śledząc poczynania Jakuba i nie wykluczam możliwości kolejnej wizyty w Starym Majdanie. Chociaż... raczej nie nastąpi to zbyt prędko.
"Przecież duchów nie ma. To znaczy komuniści twierdzili, że duchów nie ma, a teraz nie ma komunistów, to może duchy jednak są? Odganiał takie myśli."
Recenzja z mojego bloga:
http://krople-szczescia.blogspot.com/2015/05/a-pilipiuk-kron...