Literatura fantastyczna jest chyba jednym z najbardziej popularnych gatunków literackich w Polsce, jednak dominujące pozycje fantasy wyparły z półek bestsellerów te popularnonaukowe. Przypuszczam, że to efekt bardzo szybkiego rozwoju technicznego, technologicznego oraz w dziedzinach naukowych, takich jak medycyna, fizyka czy chemia. Coraz częściej stworzyć alternatywną wizję przyszłości, skoro wiele tez zostało na przestrzeni lat obalonych lub w trakcie tworzenia takowych pozycji opisywana przyszłość zdąża stać się rzeczywistością. Dlatego uważam, że na polskim rynku wydawniczym najnowsza powieść Magdaleny Salik zdecydowanie się wyróżnia. Nie dość, że „Mniejszy cud” jest powieścią bardzo spójną, to przedstawiona w niej wizja przyszłości wydaje mi się być dość innowacyjną, tym bardziej, że czerpiącą garściami z teorii naukowych.
Magdalena Salik jest pisarką i dziennikarką, obecnie - sekretarz redakcji magazynu „Focus”. W 2009 roku debiutowa „Gildią Hordów”, pierwszą częścią trylogii „Doliny mroku”. W 2011 i 2014 roku ukazały się dwa kolejne tomy serii. Prowadzi bloga „Bajkał”, na którym recenzuje książki oraz publikuje krótkie opowiadania.
W bliżej nieokreślonej przyszłości, w roku 20…, odkryto, jak można opanować chaos. Wyeliminowano los czy dzieło przypadku, definiując zasady entropii, które spowodowały, że niemalże całkowicie zlikwidowano pecha w życiu obywateli. Najważniejszym zadaniem jednostki oraz całego społeczeństwa jest powstrzymywanie rozszerzania chaosu. Robert, ekstrawertyk, lekarz i naukowiec, zajmuje się chirurgią oraz medycyną regeneracyjną, pracuje nad najważniejszym projektem w swoim trzydziestodwuletnim życiu. Mark, o rok młodszy, introwertyk, pracuje w entropicznej policji, kontrolując wszelkie anomalie oraz entropiczne odchylenia. Nad wyraz odpowiedzialny oraz pracowity jest zupełnym przeciwieństwem Roberta. Kilkakrotnie w trakcie ich życia ich ścieżki niemalże się zetknęły, lecz nigdy nie przecięły. Co się stanie, jeśli w końcu do tego dojdzie? Czy jest szansa na tytułowy, „mniejszy cud”?
Zacznę od tego, że jestem zachwycona samym pomysłem na „Mniejszy cud”. Koncepcja rzeczywistości zbudowana na pytaniu „a co, jeśli zlikwidujemy przypadkowość i wyeliminujemy chaos?” jest naprawdę ciekawa na samym etapie idei.
Główni męscy bohaterowie nie są jednowymiarowi, tym bardziej, że dzięki poznaniu ważniejszych i mniejszych wydarzeń w ich życiu łatwo zauważyć, jak przebiegał rozwój ich osobowości. Jedynym zarzutem w ich kierunku jest to, że wywołali we mnie niewiele emocji. Mark, pracoholik, który nie dba o własne życie rodzinne, potrafi niekiedy wzbudzić złość oraz smutek, choć nie są to uczucia żywe czy skrajne. Podejście Roberta do pacjentów wydaje się być wyznacznikiem cienkiej granicy zaangażowania lekarza w los, który spotyka ludzi przez niego leczonych. Pomimo tego, że wyposażony jest w wyuczoną obojętność, często staje się współczującym człowiekiem z krwi i kości.
W przyzwoicie rozwinięty sposób Magdalena Salik snuje wizję przyszłości medycyny oraz nauki. W usta Roberta wkłada słowa dotyczące tego, że co z tego, że coraz dalej idziemy w niesieniu ulgi cierpiącym i chorym, skoro tylko nieliczne grono obywateli ma taką zdolność kredytową, aby pozwolić sobie na innowacyjne leczenie? A przynajmniej – skuteczne? Kolejnym etapem nowoczesności powinno być wytworzenie takich form terapii, na które będzie stać każdego, a nie tylko majętnego obywatela.
Wykreowany przez polską autorkę entropiczny świat nie jest jednokolorowy – nie wszyscy skaczą z radości żyjąc w stworzonym systemie. W podziemiach, w nielegalnych lokalach wciąż ściera się stare z nowym. Ludzie, którzy pamiętają czasy papierowych książek oraz początek popularyzacji komputerów, nie są w stanie dostosować się do inwigilacyjnie zbudowanego społeczeństwa. Postnowoczesny świat jasno dzieli wygranych i przegranych oraz uczy każdego chodzenia na skróty. Czy to nie brzmi znajomo? Czy nie żyjemy już w świecie, który głosi podobne założenia?
To wizja przyszłości, w której zaniknęła anonimowość oraz prywatność. Każdy obywatel ma do wykorzystania określoną ilość entropii w miesiącu, które zostają zdjęte przy kolejnych zakupach czy nawet używaniu mikrofali. Płaci się za pomocą dotyku palców, rozpoznając linie papilarne. Wszystko zostało przystosowane do tego, aby pilnować poziomu entropii oraz aby nie doprowadzić do żadnej entropicznej anomalii. Całkowita inwigilacja obywateli objawia się w każdym momencie życia – wszyscy, bez wyjątku, są wyposażeni w państwowy e-mail, a ich telefony posiadają system naprowadzania GPS, dzięki któremu policja i rząd zawsze wiedzą, gdzie jednostka się znajduje. Na niemalże każdym skrzyżowaniu oraz budynku znajduje się zestaw kamer, które doprowadzają niemalże do istnienia orwellowskiego Wielkiego Brata. Postechnologiczne państwo entropiczno-internetowe niewoli jednostkę w opresyjny sposób, lecz większość społeczeństwa zgadza się na ten system, żyjąc w nim bez marudzenia.
Opowieść została skonstruowana w dość skomplikowany sposób. W pierwszych rozdziałach poznajemy zbieg wydarzeń i ludzi, które doprowadziły do przyjścia na świat Marka oraz Roberta, głównych bohaterów „Mniejszego cudu”. Właściwa akcja dzieje się w ciągu kilku dni, która przeplata się ze streszczeniami życia obu mężczyzn, niekoniecznie podawanych w ciągu chronologicznym. Nie zabrakło także fragmentów stylizowanych na przedruki artykułów naukowych czy wywiadów z profesorami, wyjaśniających dokładnie, na czym polega entropia oraz w jakich okolicznościach ją odkryto. Choć taka konstrukcja wydawać by się mogła chaotyczna całkiem nieźle się sprawdza. Retrospekcje nie zwalniają akcji, a pomagają zrozumieć los bohaterów.
Magdalena Salik sprawnie posługuje się terminami naukowymi, co zawsze budzi we mnie podziw. Robi to także w sposób zrozumiały, wyjaśniając najtrudniejsze terminy przez dialogi bohaterów czy chociażby w opisach. Mimo, że jestem laikiem, a fizyka, medycyna czy chemia to dla mnie czarna magia, nie miałam trudności ze zrozumieniem podjętej przez autorkę koncepcji.
Fantastyka socjologiczna (w połączeniu z elementami kryminału) w takiej formie jaką prezentuje „Mniejszy cud” może być dobrze przyjęta zarówno przez czytelników ubóstwiających Stanisława Lema, jak i tych, którzy po taką literaturę sięgają sporadycznie. Najważniejszym wyznacznikiem tego gatunku jest dla mnie koncepcja, oryginalny pomysł, lecz przede wszystkim zrozumiałe jego podanie przez pisarza. Wszystkie te aspekty u Magdaleny Salik wypadają bardzo dobrze, dlatego nie mam wątpliwości, że polska autorka jeszcze nie raz zaskoczy rodzimych czytelników.
http://recenzent.com.pl/1/recenzja-ksiazki-mniejszy-cud-magd...