„Dowiodę sobie, że jestem silna, choć uważają mnie za chorą.
Dowiodę sobie, że jestem odważna, choć uważają mnie za słabą”.*
Jeszcze przed ukazaniem się zapowiedzi „Byliśmy łgarzami” autorstwa E. Lockhart byłam ogromnie ciekawa tej pozycji, a jedna recenzja tylko wzmogła moje zainteresowanie. Miałam względem niej pewne oczekiwania i liczyłam, że się nie zawiodę. Jak było w rzeczywistości?
Jedna bogata rodzina, która posiada wyspę na własność. Czterech nastolatków mówiących na siebie Łgarze, lato, laba, tragiczne wydarzenie, tajemnice i intrygi. Co się stanie gdy Cadence - jedna z Łgarzy – która zacznie miała wypadek i cierpi na zanik pamięci zacznie sobie przypominać pewne wydarzenia?
Potrafię docenić, że Lockhart pisała lirycznie, że pojawiało się dużo metafor, że mąciła w mojej głowie i mimo początkowego ostrzeżenia czasami gubiłam się w tym, co jest prawdą, a co kłamstwem. Zauważyłam jak umiejętnie przedstawiła narratorkę powieści, której nie można ufać, bo ma zaniki pamięci sama nie wie, co jest prawdziwym wspomnieniem, a co wymysłem, jakie wydarzenie jest rzeczywiste, a które powstało tylko w umyśle. Tutaj nie mam zastrzeżeń, chociaż przyznaję, że z czasem piękny styl autorki przestaje wystarczać i zaczyna się zauważać minusy książki. Przeszkadzało mi, że w powieści praktycznie brakowało wątków pobocznych, skupienie się na jednym temacie i krążenie wokół tego co paczka nastolatków robi w wakacje na wyspie. Żałuję, że akcji właściwie nie było, tylko bieg wydarzeń toczył się wolnym rytmem. Najbardziej jednak szkoda mi tego, że zakończenie mnie nie zaskoczyło, bo gdzieś w środku podejrzewałam, że właśnie taki będzie finał.
Minusem dla mnie jest też minimalna charakterystyka postaci. Poznałam o nich podstawowe dane i z tych szczątkowych informacji ukazali się bohaterowie wzbudzający nić zainteresowania, ale nic więcej. Autorka pokazuje tylko ich życie na wyspie, nie pozwala zajrzeć w normalną rzeczywistość, codzienność ani w głąb ich umysłów. Są papierowi, nierzeczywiści i.. niedostępni. Nie mogę powiedzieć czy ktoś zdobył moją sympatię, bo żaden nie zapadł mi jakoś mocniej w pamięć. Te wszystkie dramaty, miłostki, tajemnice nie wzruszyły mojego serca, tak jak inna czytelnika uważam, że Lockhart chciała zrobić powieść o tragicznych i bolesnych losach, które miały zmienić osoby, a wyszła jej trochę banalna historia o bogaczach szukających problemów na siłę.
Szczerze muszę przyznać, że mam mocno mieszane uczucia odnośnie tej pozycji, posiada potencjał, plusy, ale i minusy. Początek mnie zaintrygował, z zapałam i zadowoleniem wgłębiłam się w powieść z nadzieją, że po tak obiecującym początku będzie tylko lepiej. Niestety zawiodłam się, bo okazało się iż dalsza lektura nie była już tak fascynująca, zabrakło wielkiego „bum”, koniec był dla mnie przewidywalny, nie zżyłam się z bohaterami i obawiam się, że szybko ulecą z mojej pamięci. Jednak mimo minusów i tego, że nie do końca jestem zadowolona nie mogę powiedzieć, że żałuję poświęconego na nią czasu, bo tak nie jest. „Byliśmy łgarzami” ma w sobie coś takiego, że nawet zauważalne mankamenty nie pozwalają porzucić czytania w połowie.
Myślę, że ta powieść będzie miała swoich zwolenników i przeciwników, osobiście jestem gdzieś po środku, bo przemyślana fabuła, narracja osoby chorej umysłowo oraz intryga to za mało gdy reszta jest niedopracowana. Gdyby tak dopracować parę elementów byłaby z tego całkiem dobra publikacja. Tym razem ani nie odradzam, ani nie polecam.
*s. 159-160
http://zapatrzonawksiazki.blogspot.com/2015/04/garze.html