Jak wiele można zrobić dla ukochanego mężczyzny? Czy można wciąż bez mrugnięcia okiem stać u jego boku, nawet jeśli jest już mężem innej kobiety? Jaki w tym sens? I czy aby na pewno warto?
Claire i Ben to para idealna, także po ślubie. Do pełni szczęścia brakuje im jednak dziecka, które pomimo usilnych starań wciąż jest poza ich zasięgiem. Po kolejnym nieudanym zapłodnieniu in vitro Claire ma dość, nie chce kolejny raz żyć nadzieją, która w każdej chwili może prysnąć. Ben swoimi smutkami postanawia podzielić się z przyjaciółką podczas jednego z ich regularnych wypadów do baru. I właśnie wtedy swoje trzy grosze do tej historii dodaje Romily. Kobieta, podobnie jak Ben już zaprawiona większą niż zwykle ilością alkoholu, w przypływie chwili proponuje urodzenie dziecka zaprzyjaźnionemu małżeństwu. Nawet na trzeźwo nie zmienia decyzji. Nie potrafi. Nie po ujrzeniu bezgranicznego szczęścia malującego się na twarzy Bena.
Romily kocha się w Benie od czasów studiów, jednak nigdy mu tego nie wyznała. Dobrze wie, że dla niego liczy się tylko Claire, a ją uważa za najlepszą przyjaciółkę. Gdyby nie on, nie miałaby teraz siedmioletniej córki. Gdyby nie on, zdecydowałaby się wtedy na aborcję. Gdyby nie on i Claire, byłoby jej naprawdę trudno wychować małą Possie, co dobrze widać po przywiązaniu dziewczynki do tych dwojga. Córka jest dla niej powodem nie tylko do dumy, ale i trosk - czy jest dobrą matką, czy Possie nie wolałaby rodziców takich, jak Claire i Ben? Choć Romily uznała, że oddanie im dziecka nie będzie rzeczą trudną (przecież mało brakowało, by nie miała dziecka w ogóle), niespodziewanie nawet dla niej samej do głosu dochodzą uczucia, miłość do wciąż jeszcze nienarodzonego maleństwa. Czy będzie w stanie je oddać? W międzyczasie zjawia się ojciec Possie, który o jej urodzeniu nie miał najmniejszego pojęcia. Co zrobi? Zignoruje córkę, czy może wejdzie w należną mu rolę rodzica?
"Nic nie jest z góry przesądzone czy nieuniknione."
W tym układzie jedynie Ben był szczęśliwie pochłonięty mającym się narodzić dzieckiem. Romily wciąż wypominała sobie fakt, że po porodzie to nie ona będzie u jego boku, jednocześnie czując się jak zdrajczyni, która bez skrupułów wykorzystuje sytuację. Z kolei Claire nie mogła pogodzić się z tym, że to nie ona nosi dziecko swojego męża. Ale jak mogły odmówić mężczyźnie, którego obie kochają? Co więcej, pomimo pewnej urazy (i poczucia winy z tego powodu) między między kobietami, ciąża Romily niespodziewanie zbliżyła je do siebie. Mimowolnie wspierały się nawzajem, miały wspólne, małe sekrety, coraz swobodniej czuły się w swoim towarzystwie. Pomimo kryjących się za tym niedopowiedzeń, naprawdę miło się o tym czytało. Taki układ nie mógł jednak trwać wiecznie. W końcu nadszedł moment, który rzucił światło na wiele spraw, jednocześnie wszystko komplikując. Wciąż pozostało jednak dziecko. Co będzie dalej?
"Drogie Maleństwo" nie jest jedynie historią o miłości rodzicielskiej i trwającym całymi latami, niegasnącym uczuciu. Opowiada o odnajdywaniu własnej tożsamości, przełamywaniu konwenansów, postępowaniu według własnej, nieprzymuszonej woli, nie zważając na odgórnie narzucone powinności. Trudne wybory, rozterki, konfrontacja z rzeczywistością, ale i dążenie do szczęścia - znajdziemy tego naprawdę sporo, a pełne czułości listy pisane do jeszcze nienarodzonego dziecka są bardzo ciekawym dodatkiem.
Recenzja z mojego bloga:
http://krople-szczescia.blogspot.com/2015/03/j-cohen-drogie-...